– Jesteś niewdzięczna. Miałem wiele okazji, żeby odejść, ale nie zrobiłem tego, bo rodzina była dla mnie ważna. A ty teraz, w trudnej chwili, mnie zostawiasz – zarzucał mi Walerian.
Po moich 60. urodzinach postanowiłam diametralnie zmienić swoje życie – rozwiodłam się i przeprowadziłam się do odziedziczonego po ciotce, skromnego mieszkania bez remontu.
Mąż, dzieci i cała rodzina uznali, iż chyba postradałam zmysły i krytykują mnie za tę decyzję, ale jak to się mówi – zanim ocenisz, przejdź się w czyichś butach.
O rozwodzie myślałam od wielu lat, ale dopiero teraz się odważyłam. Choć przyznam, iż było mi bardzo trudno – niełatwo w wieku 60 lat zaczynać wszystko od nowa. Ale spadek po ciotce potraktowałam jak znak.
Wyszłam za mąż mając 20 lat. Najpierw syn, potem córka. Nie mieliśmy własnego mieszkania, wynajmowaliśmy, było ciężko.
Razem z mężem pracowaliśmy w zakładach krawieckich, tam też dostaliśmy mieszkanie. Kiedy się wprowadziliśmy, zrobiło się nieco łatwiej, ale Walerian całkowicie się ode mnie oddalił. Tysiące razy miałam ochotę się rozwieść. Pił, zdradzał, nie interesował się mną, najważniejsza zawsze była dla niego jego matka.
A ja musiałam być idealną panią domu – porządek, ciepłe obiady, wszystko na czas. Nie czułam się żoną, tylko służącą. Ale wszystko znosiłam dla dzieci, by miały ojca.
Co najgorsze – dzieci tego wcale nie doceniły. Dorosły, poszły swoją drogą.
Syn ożenił się jako pierwszy, ale niezbyt szczęśliwie. Mieszkają osobno, a synowa nie przejmuje się ani nim, ani dziećmi. To mój syn zajmuje się wszystkim – i dziećmi, i domem.
Szkoda mi go, ale sam sobie wybrał żonę – jego sprawa. Ma dość swoich problemów, żeby jeszcze mieszać się w nasze.
Córce za to się powiodło – wyszła za mąż za kogoś „z dobrego domu”. Teściowie kupili im trzypokojowe mieszkanie, pomagają finansowo. Więc córka bardziej ciągnie do teściów. Gdy trzeba wybrać, do kogo iść na święta – wybiera ich.
Usiadłam któregoś dnia i pomyślałam: dla dzieci znosiłam wszystko, ratowałam rodzinę, a teraz? Nie jestem im potrzebna.
– Nikt cię nie prosił o takie poświęcenie. Trzeba było się rozwieść i żyć po swojemu – powiedziała mi córka.
A potem Walerian zrobił coś jeszcze – mieliśmy odłożone pieniądze „na wszelki wypadek”. On bez słowa zaniósł je swojej matce. Bo „mama musi zrobić remont, ma już 80 lat”. Oczywiście, nie zapytał mnie o zdanie.
To była ostatnia kropla. Postanowiłam się rozwieść i zacząć życie od nowa.
Mieszkanie po ciotce jest stare i bez wygód, ale to nie ma znaczenia. W końcu jestem wolna. Nie muszę gotować wystawnych śniadań, obiadów i kolacji. Dla siebie wystarczy mi garść makaronu i lekka sałatka.
Zanim odeszłam, dałam mu ostatnią szansę – zadałam pytanie:
– Chcesz ratować nasze małżeństwo? Dlaczego? Kochasz mnie jeszcze?
– Co ty wygadujesz? Jaka tam miłość w tym wieku! Jesteś moją żoną, jesteśmy rodziną, powinnaś być ze mną – odpowiedział szczerze.
To mi wystarczyło, żeby zrozumieć: nie mamy już przed sobą przyszłości.
Teraz wszyscy mnie krytykują, ale ja nie uważam, iż zrobiłam coś złego. Po prostu wybrałam siebie.
A ty – jak myślisz?