Nie gap się na mnie! Nie chcę tego dziecka. Zabierz je! obca kobieta po prostu rzuciła mi w ręce nosidełko. Zamarłam, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Z mężem, Krzysztofem, zawsze żyliśmy w harmonii. Rzadko się kłóciliśmy. Starałam się być dobrą żoną i gospodynią. Pobraliśmy się jeszcze na studiach w Poznaniu. Potem urodziły nam się bliźniaczki, Zosia i Ania. Gdy dziewczynki podrosły, założyliśmy małą firmę w Warszawie. Pomagałam Krzysztofowi tylko okazyjnie, bo większość czasu zajmowały mi dzieci i dom. Najbardziej kochałam gotować. Mąż zawsze wyczekiwał weekendów, gdy mogłam zaskoczyć go nowym daniem. Był moim pierwszym degustatorem, a dziewczynki pytały: Mamo, co dziś pysznego przygotujesz?. Między opieką nad domem, dziećmi i pracą nie zauważyłam, iż mój mąż może mnie zdradzić.
Ostatni rok był ciężki. Firma ledwo wiązała koniec z końcem, oszczędzaliśmy każdy grosz. Krzysztof ciągle jeździł po Polsce, szukając nowych klientów. Dziewczynki poszły do pierwszej klasy, więc zostałam z nimi w domu.
Pewnego wieczoru, gdy wracaliśmy z pracy, przed naszym blokiem stanęła elegancka kobieta. Zanim zdołaliśmy zareagować, podeszła blisko i wepchnęła mi w ręce nosidełko.
Nie patrz na mnie z takim obrzydzeniem! Nie potrzebuję tego dziecka, skoro on mnie nie chce! wrzasnęła, wskazując na Krzysztofa.
Stałam jak sparaliżowana.
Obiecałeś, iż odejdziesz od niej! jeżeli nie, to nie chcę tego dziecka! rzuciła mi pod nogi, po czym odwróciła się i odeszła, stukając obcasami po chodniku.
Przez długie minuty nie mogłam się ruszyć. W nosidełku leżał noworodek, może dwutygodniowy. Nie pytałam męża o nic jego wzrok mówił wszystko. W milczeniu weszliśmy do mieszkania.
Odbierzesz dziewczynki ze szkoły i kupisz wszystko, co napiszę dla dziecka powiedziałam cicho. Skinął głową.
Minęło osiemnaście lat. Wielu znajomych nie rozumiało, dlaczego wychowuję nie swoje dziecko. Nigdy nie wypytywałam Krzysztofa o tamtą kobietę. Wychowałam chłopca jak własnego syna. Zosia i Ania uwielbiały młodszego brata, Adama. Nie ukrywaliśmy przed nim prawdy, a gdy dorósł, wszystko mu wyjaśniliśmy. Ku naszemu zdziwieniu przyjął to spokojnie choćby nie zapytał o swoją biologiczną matkę.
Byłam szczęśliwa. Miałam trójkę wspaniałych dzieci, które nas kochały. Relacje z mężem już nigdy nie były takie jak wcześniej, ale starał się to naprawiać. W dniu osiemnastych urodzin Adama przygotowaliśmy rodzinne przyjęcie. Córki miały przyjechać z mężami obie już założyły własne rodziny. Gdy mieliśmy zasiąść do stołu, rozległ się dzwonek. Nie spodziewaliśmy się nikogo więcej. Przez cały dzień czułam niepokój i niestety miałam rację.
Gdy wyszłam do przedpokoju, zobaczyłam wychudzoną kobietę. W jej oczach było coś znajomego.
Chcę zobaczyć mojego syna powiedziała ochrypłym głosem.
Nie ma tu pani syna odpowiedzieliśmy jednocześnie z Adamem.
Zamknął drzwi i zaprosił wszystkich na uroczystość. A ja poczułam, jak po policzkach płyną mi łzy. Byłam szczęśliwa, iż mam takiego syna choćby jeżeli nie był mój z krwi.











