Maria Dejmek w tym roku stanęła przed decyzją, czy posłać swoją córkę do żłobka. Jak się okazuje, w ostatniej chwili zmieniła swoje plany, które wydawały się już zatwierdzone zarówno przez rodziców, jak i placówkę. "Plan był taki, iż od kwietnia Zosia idzie do żłobka. Miejsce już było dawno wybrane i zarezerwowane. Milosz powiedział, iż milion razy zmienię zdanie. Ja uparcie twierdziłam, iż to przecież drugie dziecko i pewnie łatwiej przy drugim dziecku podejmować takie decyzje. Tak, jasne" - napisała aktorka na Instagramie i zdradziła, iż ostatecznie nie zdecydowała się posłać dziecka do żłobka.
REKLAMA
Nie dlatego, iż jestem przeciwna wysyłaniu dzieci do żłobka, absolutnie nie. Wiem, iż dzieci pięknie się tam rozwijają
- powiedziała i zdradziła, iż jej starszy syn chodził do żłobka i czerpał z niego wiele korzyści. Bardzo lubił także personel przedszkolny. "To był żłobek jak ze snów. Niestety, już nie istnieje. Po tych pozytywnych doświadczeniach nie sądzę, aby jakakolwiek placówka dorównała temu, co duet Asi i Darii stworzył" - przyznała Dejmek.
Zobacz wideo Lepszy urlop macierzyński niż żłobek za rogiem
"Zanim się obudzę, będę miała kolejnego przedszkolaka"
Aktorka stwierdziła, iż razem z mężem pracują w branżach, które pozwalają im sporo czasu spędzać w domu, a więc siłą rzeczy, będą mieć czas, aby opiekować się dzieckiem. Natomiast kiedy pochłoną ich obowiązki zawodowe, będą mogli liczyć na pomoc niani, która zajmuje się dziewczynką od momentu jej narodzin. Jak się okazuje, pozostało coś, co jest dla mamy bardzo istotne. "Nie będziemy mieć więcej dzieci, a ja chcę po prostu jak najwięcej tulić mojego (jeszcze) bobaska. Zanim się obudzę, będę miała kolejnego przedszkolaka" - dodała na koniec.
"Miałam ten komfort psychiczny"
Zapytaliśmy więc rodziców, czy oni mieli podobne wątpliwości, kiedy wysyłali swoje dzieci do żłobka i czy finalnie maluchy trafiły tam. Nasza czytelniczka, pani Monika, przyznała, iż nie wysłała swoich synów do placówki, bo mogła liczyć na pomoc swojej matki, która bardzo chciała opiekować się wnukami do czasu, aż pójdą do przedszkola.
Mam wiele koleżanek, które wysłały dzieci i te strasznie chorowały. W efekcie trzeba było je zabrać, albo wynajmować nianię i jej płacić (i to nie mało). Ja miałam ten komfort psychiczny, iż wiedziałam, iż moje dzieci mają cudowną opiekę, więc nie musiałam się stresować
- twierdzi.
"Moje dzieci chodziły do żłobków i pięknie się tam rozwinęły"
Natomiast pani Ewelina mówi nam, iż choć jej starsze dziecko nie chodziło do żłobka, zdecydowała się, aby młodsze uczęszczało już do takiej placówki. - Chciałam wrócić do pracy, a nie za bardzo uśmiechało mi się płacić niani kilka tysięcy miesięcznie. Tym bardziej iż syn dostał się do państwowego, bardzo dobrego żłobka, gdzie był otoczony troskliwą opieką kochanych pań. Uwielbiał tam chodzić - przekonuje. Jej koleżanka dodaje:
Moje dzieci chodziły do żłobków i pięknie się tam rozwinęły. Nie ukrywam, iż chciałam wrócić do pracy, bo zależało mi na pieniądzach, a poza tym chciałam trochę odpocząć od dzieci. Wiadomo nie zawsze było kolorowo i było sporo chorób, ale jakoś wspólnie z mężem daliśmy radę.
"Nie wyobrażam sobie ciągle brać w pracy L4"
Podobne zdanie ma także pani Wiktoria, której synek w czerwcu skończy dwa lata. Szymon ma obniżoną odporność (neutropenię) i pediatra od razu wskazała rodzicom, aby maluch na razie nie uczęszczał do żłobka, bo cały czas będzie łapał infekcje. Oprócz tego matka i tak planowała puścić syna do przedszkola po ukończeniu 3. roku życia, albo choćby później.
"Przyznam szczerze, iż sam kontakt z dziećmi, które uczęszczają do żłobka, mnie przeraża. Wszystkie mają gila. Zawsze całą rodziną chorujemy, gdy nas odwiedzają żłobkowe dzieci z rodziny. Nie wyobrażam sobie ciągle brać w pracy L4, bo moje dziecko będzie miało chorobowy maraton. Nie chcę się cały czas martwić o zdrowie synka. Nie chodząc do żłobka, też choruje, bo przecież ma kontakt ze znajomymi, z rodziną, ale wiem też, iż buduje sobie tę odporność stopniowo" - wskazuje matka i dodaje, iż przeraża ją także kwestia, iż te dzieci są jeszcze naprawdę małe i w większości np. na etapie gryzienia (z różnych przyczyn).
Dziewczynka z mojej rodziny została pogryziona przez kolegę ze żłobka tak, iż musiała brać antybiotyk. Wielu maluszków nie pozostało gotowych na bycie w dużej grupie. Naraża się je na przebodźcowanie. Rozumiem jednak, iż nie wszyscy rodzice mają możliwość zatrudnienia opiekunki, czy wsparcia babci, więc czasem nie jest to kwestia wyboru
- podsumowuje.