Nie wypiszę dziecka z edukacji zdrowotnej, ale pod warunkiem. Większość szkół go nie spełni

mamadu.pl 5 godzin temu
Edukacja zdrowotna to nowy przedmiot w szkołach, który wzbudza wiele emocji. Choć część rodziców obawia się demoralizacji, wystarczy zajrzeć do programu nauczania, by przekonać się, iż to mit. Prawdziwe wyzwanie to zapewnienie, by lekcje prowadziły osoby z odpowiednimi kwalifikacjami.


Edukacja zdrowotna jest potrzebna


Od września 2025 w szkołach pojawił się nowy przedmiot – edukacja zdrowotna. Wokół niego narosło już sporo kontrowersji. W sieci pojawiają się głosy, iż to "sek**zacja dzieci" albo "demoralizacja młodzieży". Zanim jednak rodzice czy politycy zaczną oceniać, warto zajrzeć do programu nauczania.

Wtedy łatwo zauważyć, iż uczniowie nie będą uczyć się niczego szokującego. Zamiast tego poznają m.in. podstawy zdrowego stylu życia, zasady higieny, profilaktykę chorób i uzależnień, wpływ ruchu i odżywiania na organizm oraz jak dbać o zdrowie psychiczne, a także podstawową wiedzę o dojrzewaniu.

Dla wielu młodych ludzi to mogą być pierwsze rzetelne informacje o ciele i zdrowiu, które nie pochodzą z internetu czy rówieśniczych rozmów pełnych mitów. Dlatego warto podkreślić: ten przedmiot jest naprawdę potrzebny.

Pisałam o tym również w kontekście dorosłych ludzi, którzy nie mają podstawowej wiedzy biologicznej, a sami są przeciwni temu przedmiotowi w szkołach. Większość rodziców, kiedy pozna podstawę programową przedmiotu, prawdopodobnie zmieni zdanie i zrozumie, iż to inwestycja w zdrowie ich dzieci.

Pytanie, kto będzie uczył tego przedmiotu


Problem leży gdzie indziej. W edukacji zdrowotnej ogromne znaczenie ma to, kto będzie prowadził lekcje. Idealnie byłoby, gdyby w każdej szkole zajęcia prowadzili specjaliści: lekarze, położne, pielęgniarki, biolodzy czy psychologowie. To osoby, które nie tylko mają wiedzę, ale potrafią też odpowiedzieć na trudne pytania nastolatków i wytłumaczyć delikatne kwestie bez wpadania w zakłopotanie.

Niestety, rzeczywistość w polskich szkołach bywa inna. Wiele wskazuje na to, iż w praktyce edukację zdrowotną będą prowadzić nauczyciele innych przedmiotów, którzy przeszli jedynie krótkie szkolenie.

Może to być nauczyciel wychowania fizycznego, któremu brakuje godzin do pełnego etatu, albo nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej dorabiająca dodatkowe pół etatu. I nie chodzi o to, by ujmować kompetencjom pedagogów – większość z nich świetnie wykonuje swoją pracę. Ale tu mówimy o tematach wymagających bardzo konkretnej wiedzy i przygotowania.

Na ten problem zwracają uwagę również rodzice w mediach społecznościowych. Jeden z użytkowników Threads o nicku ostatnieslowoo napisał:

"Zgadzam się, iż to potrzebny przedmiot pod 1 warunkiem. Że w każdej szkole będzie to prowadzone przez wykwalifikowany personel, a nie randomową osobę (albo wfistę potrzebującego godzin do pełnego etatu). Kogoś, kto się w ogóle na tym zna i ma kompetencje do przekazywania tak istotnej i w wielu aspektach delikatnej wiedzy. Bo uważam, iż większość placówek nie jest na to stosownie przygotowana. Można zrobić więcej krzywdy niż pożytku z tego w ten sposób".

MEN powinien zadbać o "zaplecze"


To trafna obserwacja. jeżeli dzieci będą miały zajęcia prowadzone przez osoby dobrze przygotowane, edukacja zdrowotna ma szansę naprawdę pomóc. Może sprawić, iż młodzież będzie lepiej dbała o swoje ciało, świadomiej podejmowała decyzje dotyczące zdrowia i miała odwagę rozmawiać o trudnych sprawach.

Ale jeżeli Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zadba o to, by w każdej szkole pracowali odpowiednio przygotowani specjaliści, przedmiot stanie się kolejnym "świetnym pomysłem", który spalił na panewce. A wtedy rzeczywiście – można wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Rodzice powinni więc nie tyle sprzeciwiać się edukacji zdrowotnej jako takiej, ale domagać się, by była prowadzona przez profesjonalistów. Bo od jakości tych zajęć może zależeć przyszłe zdrowie i bezpieczeństwo naszych dzieci.

Idź do oryginalnego materiału