I to nie tylko do pracy na stanowisku nauczyciela przedszkolnego. Brakuje też chętnych do kierowania placówkami. "Na 170 konkursów dyrektorskich w tym roku (część jest w trakcie) do sześciu placówek nikt się nie zgłosił, w kolejnych dziewięciu zgłosiła się tylko jedna osoba i konkursów nie rozstrzygnięto", czytamy w artykule na warszawa.gazeta.pl.
– Brak chętnych na objęcie stanowiska dyrektorskiego jest zjawiskiem ogólnopolskim. Podobne problemy zgłaszają również inne miasta zrzeszone w Unii Metropolii Polskich – mówi Małgorzacie Zubik, dziennikarce "Wyborczej", zastępczyni prezydenta Warszawy Renata Kaznowska. Dodaje, iż wciąż widoczne są rosnące braki kadrowe w przedszkolach.
Nikt nie chce pracować w przedszkolu
I rzeczywiście, rok temu dyrektorzy przedszkoli zgłaszali 641 wakatów. W tym roku jest ich 718. Jaskrawym przykładem tego, jak dramatycznie wygląda sytuacja w przedszkolach, jest to, co dzieje się w integracyjnym przedszkolu nr 185 na warszawskiej Pradze Północ. "Gazeta Wyborcza" donosi, iż już drugi rok z rzędu nikt nie zgłosił się do konkursu na dyrektora. Brakuje nauczycieli. Na 18 dzieci, z czego część z orzeczeniami, jest jeden nauczyciel. Powinno być dwóch plus trzeci wspomagający.
Mama jednego z przedszkolaków mówi, iż wśród nauczycieli jest ciągła rotacja. Gdy nauczycielka z grupy jej dziecka kończy pracę, zastępuje ją inna, ta, która akurat może. Czasami pani dyrektor. – Dzieci nie wiedzą, czego się spodziewać, kto z nimi będzie – opowiada mama przedszkolaka. – Pań w przedszkolu wystarcza na styk. jeżeli którejś zabraknie, bo np. jest chora, sypie się cały plan. Byliśmy informowani, iż gdyby zdarzyła się sytuacja kryzysowa, to najlepiej, gdybyśmy nie przyprowadzali w miarę możliwości dzieci do przedszkola.
– Poza wakatami na stanowiskach nauczycielskich w przedszkolu brakuje także psychologa, logopedy, anglisty, osoby zapewniającej kształcenie muzyczne – mówi dziennikarce "Wyborczej" mama z Rady Rodziców.
Winne niewychowane dzieci roszczeniowych rodziców?
O tym, iż brakuje chętnych do pracy w przedszkolach, mówi się nie od dziś. Powodem jest coraz niższy prestiż zawodu przy jednocześnie dużej odpowiedzialności, niskie płace, coraz bardziej roszczeniowa postawa rodziców. W komentarzach pod artykułem na warszawa.gazeta.pl internauci nie mają złudzeń: będzie coraz gorzej. Nie tylko w przedszkolach. "I nie chodzi tylko o zarobki, tylko o traktowanie pracowników zajmujących się edukacją jak chłopców do bicia przez władze danej placówki aż po rodziców i uczniów/studentów", czytamy w jednym z komentarzy.
Wielu komentujących wskazuje na rodziców jako winnych: "Czas, żeby roszczeniowi rodzice bez krzty szacunku dla pań pracujących w przedszkolach sami zajęli się swoimi dziećmi", "Niech się rodzice zajmują bąbelkami. W 2019 w czasie strajków pokazali nauczycielkom środkowy palec, to nauczycielki zaczęły odchodzić". Dostaje się też dzieciom: "Pora zrozumieć, iż kilkuletnie dzieci w tej chwili są zupełnie inne niż lata temu i poradzenie sobie z przepełnionymi grupami dzieci z zasady niewychowywanymi, jak to ujął w sobotnim wywiadzie prof. Hartman, jest nadludzkim wysiłkiem".