"Nienawidzę lata. To, co wyprawiają moje dzieci, doprowadza mnie do łez"

mamadu.pl 4 miesięcy temu
Zdjęcie: Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci. fot. artmim/123rf


Wakacje rządzą się swoimi prawami. Przez te dwa miesiące pozwalamy dzieciom na rzeczy, o których choćby nie chcemy słyszeć w roku szkolnym. Bajka przed południem, zabawy aż do zmierzchu, lody w nieograniczonych ilościach. One mają raj, a my mierzymy się z wieloma trudnościami. "Nienawidzę lata" – napisała nasza czytelniczka. A ja zastanawiam się: dlaczego tak ostro?


Opieka nad dzieckiem jest jednym z większych wyzwań, z którym musimy się zmierzyć w okresie wakacyjnym. Ratujemy się dyżurami w przedszkolu, półkoloniami czy wyjazdami do dziadków. Bierzemy urlop na zakładkę, by jakoś to wszystko ogarnąć. My się dwoimy i troimy, a one żyją jak pączki w maśle. Jednak gdy kątem zapracowanego oka spojrzymy i dostrzeżemy, ile euforii sprawia im zabawa w piasku, pluskanie się w basenie czy tarzanie po zielonej trawie, od razu jakoś na sercu robi się lżej. Byłam o tym święcie przekonana, dopóki nie przeczytałam listu od naszej czytelniczki.

Życiowe zmiany


"Kilkanaście dni temu przeprowadziliśmy się do małej miejscowości, w sumie na wioskę. Uciekliśmy z dużego miasta. Kiedy w naszym życiu pojawiły się dzieci (mamy 3-letnią Julcię i 5-letniego Łukaszka), zrozumieliśmy, iż ten pęd i gwar nie są dla nas. Podsumowując: to będą pierwsze wakacje, których nie spędzimy w bloku.

Nasze życie wywróciło się do góry nogami. Dzieci otwierają oczy i od razu wybiegają na podwórko. W piżamach, z nieumytymi jeszcze zębami, często na boso. Nie napiszę, iż biegają po porannej rosie, bo trawy jeszcze nie zasialiśmy, najpierw musimy wyrównać teren. Dużo pracy przed nami, ale podchodzimy do wszystkiego na spokojnie. Bez presji, pośpiechu. Mamy czas. Przynajmniej tak myślałam.

Wakacje (o zgrozo!)


Pierwszy wakacyjny weekend zapowiadał się bardzo przyjemnie. Napompowaliśmy dzieciom basenik, wlaliśmy wodę, rozłożyliśmy kocyk. Maluchy zostały na dworze, a ja poszłam do kuchni przygotować jakieś smakołyki.

Po 10 minutach dzieciaki wpadły do kuchni, umorusane po same uszy. Jakby nie mogły zawołać, poczekać. Przecież chyba widziały, jak wyglądają. Kąpiel w basenie i tarzanie się w piasku nie są dobrym połączeniem. Ale im to w ogóle nie przeszkadzało. Przebiegły przez cały dom, by po chwili znów wskoczyć do wody.

Spojrzałam na dopiero co wysprzątaną kuchnię i zamarłam. Zagryzłam zęby, policzyłam do dziesięciu. Wyciszyłam wszystkie negatywne emocje, które zawładnęły każdą cząstką mojego ciała. Odkurzyłam i umyłam mopem podłogę. Na spokojnie, by nie wybuchnąć.

Wzięłam czyste ubrania, by przebrać te moje dwa brudaski. To było bez sensu, bo po kilkunastu minutach ich wygląd pozostawiał wiele do życzenia. I tak właśnie wyglądał nasz weekend. Dzieciom (brudnym aż po czubki uszu) uśmiech nie schodził z twarzy, a ja, mająca w planach być perfekcyjną panią domu, tylko sprzątałam i zmieniałam im ubrania. Oczywiście miałam też dodatkowy etat: kucharki.

Było inaczej niż w bloku, to bez wątpienia. Tam graliśmy w planszówki, układaliśmy puzzle czy w ładnych ubrankach szliśmy na osiedlowy plac zabaw. Dzieci uśmiechały się, ale czy były w pełni szczęśliwe tak jak tutaj? Nie wiem, ale przypuszczam, iż nie. Dopiero na tej naszej podmiejskiej wsi zobaczyły, czym jest prawdziwe dzieciństwo. Doświadczają go każdym zmysłem. Cieszą się, gdy zobaczą dżdżownicę, czy żółtego motylka. Za paznokciami mają brud, we włosach piach. Wydają się szczęśliwe.

Co ze mną?


A ja? Nie daję rady. Jestem pedantką, lubię, jak jest równo, czystko i perfekcyjnie. Tylko sprzątam ten swój wymarzony domek, przebieram podbrudzone dzieci i wstawiam pranie za praniem. Minęło kilka dni, a ja już nie daję rady. Mam dość.

Kiedy jestem zmęczona i wyczerpana, zastanawiam się, czy nie popełniliśmy błędu? Czy nie lepiej żyło się nam na tym trzecim piętrze na naszym osiedlu? Tam przynajmniej mogłam być perfekcyjną panią domu, a tutaj? Cały mój trud idzie na marne, bo dom, podwórko i dzieci wyglądają jak pobojowisko. To nie jest na moje nerwy. Zdarza się, iż z bezsilności płaczę. Minęło dopiero kilkanaście dni, boję się, co będzie dalej. Póki co, wiem jedno: nienawidzę lata, piasku, basenu i wolnego od przedszkola".

Idź do oryginalnego materiału