Nieodparta oferta narzeczonej

polregion.pl 17 godzin temu

— Nie, Władysławie Piotrowiczu! Nie i koniec! — uderzyła pięścią w stół Kinga, aż filiżanki zadzwoniły na spodkach. — Mam dość! Więcej nie wytrzymam!

Teść uniósł zdumione brwi, odłożył gazetę.

— Kinga, o co chodzi? Co się stało?

— Stało się to, iż nie jestem waszą służącą! — syknęła synowa, ręce w boki. — Twoja matka całe dni rozkazuje, jakbym była nikim! A ty milczysz!

Halina Stanisławówna, teściowa, weszła do kuchni właśnie w tej chwili, usłyszała krzyk.

— Co się tu dzieje? Kinga, czemu wrzeszczysz na cały dom?

— Proszę bardzo! — Kinga wskazała na teściową palcem. — Oto ona! „Kinga, skocz po chleb”, „Kinga, ugotuj żurek”, „Kinga, umyj podłogi”! Czy ja jestem waszą pokojówką?

Halina Stanisławówna zacięła usta, usiadła przy stole.

— A kto, twoim zdaniem? Ja jestem stara, chora, Władysław w pracy przepada. Ty młoda, zdrowa…

— Ja też pracuję! — przerwała Kinga. — W sklepie stoję od rana do wieczora, nogi bolą, a wracam do domu — znów gotuj, sprzątaj, pierz!

Władysław Piotrowicz podrapał się po głowie, spojrzał to na żonę, to na matkę.

— Mamo, może Kinga naprawdę jest zmęczona…

— A, więc tak! — oburzyła się Halina Stanisławówna. — Teraz i ty przeciwko mnie! Własną matkę za jakąś…

— Za jakąś?! — zawrzała Kinga. — Jestem żoną twojego syna, na marginesie! I urodzę mu dzieci, jeżeli Bóg da! A ty nazywasz mnie „jakąś”!

Teściowa odwróciła się do okna, milczała. Władysław Piotrowicz wstał, podszedł do żony.

— Kinguś, no nie rób tak. Mama jest w podeszłym wieku, ciężko jej samej…

— A mnie lekko, tak? — Kinga odsunęła się od męża. — Słuchaj, Władek, mówię ci szczerze: albo coś się zmienia, albo ja stąd wyjeżdżam!

Zapadła cisza. Halina Stanisławówna powoli się odwróciła.

— Dokąd niby pojedziesz? Do swoich rodziców, co? Tam cię z otwartymi ramionami przyjmą?

Kinga zbladła. Naprawdę miała trudne relacje z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, który do dziś nie wybaczył jej małżeństwa.

— Znajdę gdzieś, nie martwcie się!

— Kinga, nie mów głupstw! — Władysław chwycił żonę za rękę. — Jesteśmy rodziną. Trzeba się jakoś dogadać.

— Właśnie o to chodzi! — Kinga wyrwała rękę. — Dogadać! Więc słuchajcie moich warunków.

Halina Stanisławówna prychnęła.

— Jeszcze czego! Warunki stawia! W moim domu!

— W naszym domu! — poprawiła Kinga. — Władek, powiedz matce, iż to też nasz dom!

Władysław Piotrowicz zawahał się. Dom rzeczywiście był na nazwisko matki, dostała go jeszcze od swoich rodziców. Ale po ślubie młodzi tu mieszkali, innych opcji nie było.

— Mamo, no formalnie…

— Żadnych „formalnie”! — uc”W końcu Halina westchnęła ciężko i skinęła głową, a Kinga, zaskoczona tą nagłą zmianą, podeszła do teściowej i nieśmiało objęła ją ramieniem, czując, jak w domu powoli zapada niepewny, ale obiecujący spokój.”

Idź do oryginalnego materiału