Tuż przed śmiercią teściowa wyznała synowej straszną prawdę, która przewróciła jej świat do góry nogami…
Krysiu… Muszę z tobą szczerze porozmawiać. Czuję, iż mój czas się kończy. Musisz poznać prawdę. choćby jeżeli przez to mnie znienawidzisz wyszeptała Barbara Nowak, ściskając dłoń Krystyny.
Krysia zdrętwiała. Krysiu? Odkąd wyszła za jej syna, teściowa nazywała ją co najwyżej bezdzietną dziadówą, nieudaczną żoną albo rozwodnicą. Nigdy czule. A teraz pieszczotliwe imię, drżenie w głosie, łzy w oczach. Może śmierć naprawdę zmusza ludzi do spojrzenia prawdzie w oczy? Może Barbara Nowak w końcu żałowała?
Krysia pracowała jako pielęgniarka w szpitalu, gdzie teściowa trafiła po ciężkim zawale. Lekarze szeptali, iż szanse na przeżycie są minimalne. Z byłym mężem, Piotrem, nie widziała się od lat. Pewnie choćby nie przyjechał do matki, albo ich wizyty się nie pokryły. Krysia nie przejmowała się tym. Po tym, jak ją zostawił, złamał jej serce i życie, nie chciała choćby słyszeć jego imienia.
Wszystko zaczęło się od ciąży. Krysia marzyła o dziecku, ale Piotr był chłodny. Narzekał, iż nie mają pieniędzy, iż rodzina to obciążenie, iż on będzie musiał wszystko dźwigać. Obiecywała, iż będzie pracować w domu, nie będzie mu wisieć na karku, ale on tylko machał ręką. A jego matka? Barbara patrzyła na nią z pogardą, sugerowała, iż Krysia zaszła w ciążę specjalnie, by związać syna.
Kiedy nadszedł czas porodu, lekarze nagle zdecydowali się na cesarkę choć nie było do tego medycznych wskazań. Krysia próbowała dodzwonić się do teściowej, która była ordynatorem oddziału położniczego. Może by interweniowała? Ale Barbara nie odebrała. Po operacji powiedziano jej: Dziecko zmarło w łonie. To był cios w serce. Jej córeczka ta, którą już nazywała Zosią zniknęła. Tamtego dnia Krysia przestała wierzyć w świat, sprawiedliwość i miłość.
Małżeństwo się rozpadło. Piotr oskarżał ją o słabe zdrowie i niezdolność do macierzyństwa. Jego matka go wspierała, jeszcze bardziej raniąc Krysię. W końcu rozwód, w którym uznano ją za winną. Została sama, ze złamanym sercem i pustką w środku.
A teraz Barbara Nowak leżała w tym samym szpitalu, potrzebując opieki. Ani syna, ani jego nowej żony nie było w pobliżu. Starość sprawiła, iż stała się niepotrzebna choćby własnej rodzinie.
Niech pani tak nie mówi, Barbaro! Na pewno wyzdrowieje! próbowała zaprzeczać Krysia, ale tamta tylko słabo machnęła ręką.
Nie… To już koniec. Ty też to czujesz. Ale ty jesteś dobrą kobietą. Pomyliłam się, nie wspierając cię. Stając po stronie syna… Musisz wiedzieć, Krysiu… Cesarkę zrobili ci nie bez powodu.
Serce Krystyny zamarło. Zawsze podejrzewała, iż coś było nie tak. Ale usłyszeć to teraz…
Twoje dziecko… nie zmarło. Jej podmienili. Twoją córkę… moją wnuczkę… oddali na adopcję do zamożnej rodziny.
Świat zawirował. W uszach zadzwoniło, nogi się ugięły. Krysia złapała się za brzeg łóżka, by nie upaść. Przed nią nie leżała już chora kobieta stał przed nią ktoś, kto ukradł jej najcenniejszy skarb.
Dlaczego?.. wykrztusiła, głos drżał jak struna.
Piotr nie chciał dzieci. Wiedziałaś… Właśnie zaczynał karierę. Bał się, iż dziecko mu przeszkodzi. Że będziesz żądać alimentów, jeżeli odejdzie. Że będziesz go ciągnąć w dół. Namówił mnie… Miałam to wszystko załatwić. Sprawić, byś uwierzyła, iż dziecko nie żyje. Zgodziłam się… dla jego przyszłości. Chciałam, by odniósł sukces. Ale teraz… stojąc twarzą w twarz ze śmiercią… widzę, jaką winę noszę. Czy możesz mi wybaczyć?
Jak mogliście?! wyrwało się z ust Krystyny. Łzy płynęły po jej policzkach, ale ich choćby nie czuła. Gdzie ona jest? Gdzie moja córka? zapytała, ledwo wydobywając słowa. Ból ściskał pierś jak imadło.
W szufladzie… tam jest notatnik… Na pierwszej stronie adres… wyszeptała teściowa. Ale, Krysiu… on teraz jest bardzo wpływowy. Nie odda ci dziewczynki. Będzie bronić swojej rodziny za wszelką cenę…
To się dopiero okaże warknęła Krysia przez zaciśnięte zęby.
Jej ręce drżały, gdy otworzyła szufladę i wyjęła notes. Wyrwała kartkę z adresem, gwałtownie się odwróciła i prawie wybiegła z sali.
Krysiu… wybacz mi… dobiegł z tyłu ochrypły głos.
Bóg wybaczy rzuciła, nie oglądając się.
Nie mogła dłużej zostać przy tej kobiecie. Przy kimś, kto zrujnował jej marzenia, macierzyństwo, szczęście. Teraz w jej głowie była tylko jedna myśl zobaczyć córkę.
Pięć i pół roku! Już taka duża… Żyje… Łzy znów napłynęły do oczu, ale Krysia gwałtownie je otarła i prawie biegnąc, skierowała się do gabinetu kierownictwa. Rzuciła kilka słów o nagłej sprawie, choćby nie pamiętając, jak wytłumaczyła swój nagły wyjazd. Droga do wskazanego adresu minęła jak we mgle. I oto stoi przed bramą ogromnej willi, rozumiejąc, iż nie może po prostu wejść i zabrać dziecka. Powoli docierało do niej, iż dla samej dziewczynki byłby to szok. Przyzwyczaiła się już do innego życia, innej mamy… Ale chociaż ją zobaczyć… Chociaż na chwilę…
Na ganku spotkał ją mężczyzna. Był wysoki, przystojny, ale w jego spojrzeniu czaił się lodowaty chłód. Z głębi ogrodu dobiegał dziecięcy śmiech, a serce Krystyny ścisnęło się. Rwało się tam, do córki…
Przyszła pani w sprawie pracy jako niania? zapytał, uważnie jej się przyglądając.
Niania? powtórzyła Krysia, nie odrywając wzroku od ogrodu, skąd dobiegał dziecięcy głos.
Czyż nie? mężczyzna lekko się zmarszczył.
Krzysztofie? wyszeptała, a on skinął głową. Nie przyszłam jako niania… Przyszłam po swoją córkę… twarz Krzysztofa natychmiast zbladła,