Nieoczekiwany sojusz: jak zięć i teściowa zostali jedną drużyną
Anna Kowalska starannie zapakowała do kraciastej torby domowe ziemniaki, kiszonki, kilka słoików domowego dżemu i wyruszyła w odwiedziny do córki i zięcia. – Lusia, jestem już w pociągu. Niech Krzysiek po mnie przyjedzie na dworzec, torba ciężka jak skrzynia – zadzwoniła do córki. – Jasne, mamo, odbierzemy cię – odpowiedziała Elżbieta. Rano, stając na peronie, Anna usłyszała: – Mamo, tutaj! – Odwróciła się… i zastygła. Obok ciężarnej córki stał elegancki, dobrze ubrany mężczyzna, a na pewno nie ten nieogolony, ponury kierowca ciężarówki, z którym nigdy nie mogła się dogadać.
A przecież kiedyś Krzysiek wcale nie palił się do małżeństwa. W wieku trzydziestu siedmiu lat wciąż był singlem i uparcie powtarzał kumplom na rybach, iż nie spotkał jeszcze tej jedynej, która „zapali w nim ogień”. Jedni zazdrościli: nie ma żony – nie ma problemów. Drudzy wzdychali: jednak miło, kiedy ktoś na ciebie czeka w domu. A on żartował, iż ma przynajmniej jeden plus – brak teściowej.
I nagle – jak grom z jasnego nieba. Na stacji benzynowej zobaczył Ją. Elę. Dziewczyna z niebieskimi oczami i identyfikatorem na piersi jakby zeszła z jego snów. Uśmiechnęła się do niego – i po facie było widać, iż przepadł. Następnego wieczoru podjechał tym samym jeepem, schował za plecami bukiet i, drżąc jak osika, powiedział: – Cześć, Ela… Można cię zaprosić na kawę?
Od tamtej pory wszystko potoczyło się jak lawina. niedługo był ślub. Krzysiek, pierwszy raz od lat, nie mógł doczekać się powrotu do domu, a nie do hotelu. Wracał z tras jak na skrzydłach. Po raz pierwszy czuł się nie tylko mężczyzną, ale i mężem. A potem – przyszłym ojcem. Wszystko układało się idealnie… gdyby nie jedno – teściowa.
Anna Kowalska okazała się kobietą z charakterem: inteligentna, zimna, surowo wychowana. Na pierwszym spotkaniu przywitała zięcia lodowatą uprzejmością. A kiedy Krzysiek życzliwie nazwał ją drugą mamą, odparła ostro: – Skąd panu przyszło do głowy, iż jestem panu matką?
Nie obraził się. Po prostu zrozumiał – będzie musiał zasłużyć na jej zaufanie.
Minął rok. Ela była w ostatnim miesiącu ciąży. Krzysiek wrócił z trasy, a żona z niepokojem spojrzała mu w oczy: – Mama chce do nas przyjechać na kilka dni… – O! A ja myślałem, iż coś poważnego! – roześmiał się. – Mama to mama. Tylko że… – i z irytacją podrapał się po brodzie.
– Tylko iż – podchwyciła żona – ostrzyż się, ogól. Mamie nie podoba się, iż wyglądasz jak dziad. – A tobie? – Mnie się podoba, ale mama to mama…
I Krzysiek się podporządkował. Wystrzygł się, ogolił, spojrzał w lustro – sam siebie nie poznał. Na dworcu Anna Kowalska aż się potknęła: przed nią stał nie byle jaki kierowca, ale przystojny, młodziej wyglądający mężczyzna. Na jej twarzy pojawił się ciepły, zaskoczony uśmiech. A Krzysiek zorientował się, że… cieszy się na widok tej kobiety. Coś się w niej zmieniło. I, zdaje się, w nim też.
Wieczorem wymknął się do pokoju – zaczął się mecz. Włączył telewizor cicho, żeby nie przeszkadzać. Nagle – głos za plecami: – Krzysiek, ścisz trochę! Ja też lubię piłkę! I koszykówkę.
Odwrócił się. Anna Kowalska stała z autentycznym zainteresowaniem. I kiedy razem kibicowali tej samej drużynie, zrozumiał – to nie będą zwykłe odwiedziny.
Następnego dnia wybrali się z Elą na ryby. Namiot, wędki, prowiant. Anna Kowalska zapytała: – Wy przypadkiem nie na ryby? To ja z wami! Weźcie namiot Krzyśka – a ja ugotuję zupę rybną, oderwiecie mnie stamtąd siłą!
Na łonie natury teściowa była w swoim żywiole: ognisko, drewno, choćby stół z pniaków. Śmiała się, żartowała, iskrzyła humorem – jakby odmłodniała o dwadzieścia lat. Zupę ugotowała taką, iż Krzysiek prosił o dokładkę trzy razy. A potem przeszli na „ty”. I choćby żartowali, iż jeżeli Ela na starość będzie taka jak jej mama – będzie szczęśliwy.
Anna przytuliła córkę i szepnęła: – Jak dobrze, iż was mam…
I wtedy Krzysiek zrozumiał: żaden mundial nie zastąpi tego, co ma teraz – swojego, prawdziwego.