Nieszczęście w szczęściu

twojacena.pl 5 godzin temu

Kierownik działu sprzedaży Wojciech nie był żonaty, więc gdy zobaczył młodą i piękną Kasię, od razu się zakochał. To był jej pierwszy dzień w jego zespole, a on natychmiast podszedł do niej.

Dzień dobry, koleżanko powiedział z tak ciepłym uśmiechem, iż Kasia mimowolnie zatrzymała na nim wzrok.

Dzień dobry odparła łagodnie, odpowiadając uśmiechem.

Więc tak, zabieraj się do obowiązków. Wprowadzi cię Zosia, ona tu jest starszą spojrzał w jej stronę. Zapoznaj się z instrukcją. Powodzenia, mam nadzieję, iż się dogadamy.

Koleżanki, głównie kobiety, spojrzały na szefa z zaciekawieniem, a gdy wyszedł, Zosia szepnęła do siedzącej obok Ani:

Od kiedy to nasz Wojtek tak interesuje się nowymi pracownicami? i obie się zaśmiały.

Kasia początkowo się rozglądała nowy zespół, nowe otoczenie. Nie zachowywała się szczególnie skromnie, bo i skromność nigdy nie była jej mocną stroną, ale cicho zajęła pozycję obserwatorki. Młoda, ale wcześnie dojrzała miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, ale już od siedemnastu łamała serca i rozbijała małżeństwa. choćby w technikum uwikłała się w romans z znacznie starszym wykładowcą, aż w końcu on otrząsnął się pierwszy i zerwał kontakty, gdyż plotki dotarły do jego żony.

Minęło trochę czasu, aż pewnego dnia Wojciech zaproponował jej kawę po pracy.

Czemu nie? Jesteś moim szefem, a z szefem zawsze warto mieć dobre relacje zaśmiała się.

Uśmiechała się tak słodko i niewinnie, iż początkowo pomyślał, iż żartuje. Ale ucieszył się, bo się zgodziła. Wojciech miał trzydzieści lat, nigdy nie był żonaty, były związki, ale nigdy nie doszło do poważnych zobowiązań. Ten romans rozwinął się błyskawicznie zakochał się, spotykali się, aż w końcu wszyscy koledzy ze zdumieniem usłyszeli, iż Wojciech i Kasia zapraszają ich na ślub.

**Życie małżeńskie Wojciecha**

Spełniał każde zachcianki Kasi. Zaakceptował choćby jej warunek.

Żadnych dzieci na razie. Chcę żyć dla siebie. Kiedy poczuję, iż jestem gotowa na macierzyństwo, dam ci znać. Na razie, kochanie, żadnych pieluch i śpioszków.

Wojciech wierzył, iż z czasem żona zrozumie, iż rodzina bez dziecka to nie rodzina. Ale czas mijał, a Kasia nie zamierzała zachodzić w ciążę, a gdy tylko poruszał temat dziecka, ostro go ucinała:

Wojtek, ostrzegałam cię od początku i się zgodziłeś. Nie dręcz mnie tym tematem. Nie jestem gotowa.

Minęło jeszcze trochę czasu, aż pewnego dnia mąż zobaczył, jak żona wyszła z łazienki z testem ciążowym w ręce, wyraźnie zdenerwowana.

Kasia, jesteś w ciąży? skinęła głową.

A on, szczęśliwy, porwał ją w ramiona, a ona wybuchnęła płaczem.

Nie chcę rodzić, nie chcę być tłustą krową! Musisz coś zrobić! ale on tylko całował jej mokre od łez policzki.

Nie złość się, nie płacz, to przecież szczęście. Jak bardzo cię kocham, Kasieńko. Będziemy mieć dziecko!

Lecz Kasia była zdeterminowana poszła do lekarza po skierowanie, by pozbyć się ciąży. Wojciech jednak zdążył przybiec do szpitala na czas, zanim weszła do gabinetu. Z awanturą wyprowadził ją na ulicę.

Proszę cię, Kasia. Nie rób tego, niech nasze dziecko się urodzi. Będę ci we wszystkim pomagał. Obiecuję błagał.

Żona zgodziła się pod warunkiem, iż nie będzie zmieniać pieluch ani wstawać w nocy do dziecka. Przez całą ciążę Wojciech nie odstępował jej na krok, spełniając każdą zachciankę. Wreszcie nadszedł ten moment zawiózł ją do szpitala. Dopiero gdy na świat przyszła zdrowa córeczka, odetchnął z ulgą.

Zadowolony i szczęśliwy pojechał do domu, by odpocząć. Następnego dnia wrócił do szpitala, by odwiedzić żonę i córkę, gdy nagle usłyszał:

Pańskiej żony tu nie ma. Uciekła, zostawiając dziecko.

Niemożliwe nie uwierzył. Może wyszła gdzieś? Niech pani poszuka.

Nie. Odeszła. Proszę, zostawiła list pielęgniarka podała mu złożoną kartkę.

Kasia nie pojawiła się ani w biurze, ani w domu, nie odbierała telefonów, zmieniła numer. Dopiero po półtora miesiąca zadzwoniła do Wojciecha.

Spakuj moje rzeczy. Przyjedzie po nie mój Artur. Sam złóż pozew o rozwód, ja i tak nie przyjdę.

O córeczce choćby nie wspomniała nie była jej potrzebna, tak jak i Wojciech. Tak został dla małej Oliwki ojcem i matką w jednym. Na szczęście niedaleko mieszkała jego mama, która pomagała w opiece nad wnuczką.

**Zosia**

Gdy zadzwonił telefon, Zosia odebrała. Dzwoniła pani Marta, nauczycielka jej syna, Kacpra, który chodził do drugiej klasy.

Natychmiast proszę przyjść do szkoły. Pani syn narozrabiał rzuciła krótko, nie wdając się w szczegóły.

Zosia złapała torbę, wyrwała się z pracy i pobiegła do szkoły.

Co mógł zrobić Kacper? Przecież to spokojny chłopiec, zawsze grzeczny, nigdy nie sprawiał problemów myślała, idąc szybko.

Jej Kacper urodził się wbrew wszystkim prognozom lekarzy. Mąż Marek przed ślubem otwarcie przyznał, iż jest bezpłodny, miał choćby zaświadczenie. To był jego trzeci związek małżeński.

No cóż, może lekarze się pomylili? Zawsze jest jakiś margines błędu zgodziła się wyjść za niego, bo kochała, ale miała nadzieję, iż jeżeli nie będą mieli dzieci, można przecież adoptować. Na razie jednak nie mówiła o tym Markowi.

W pierwszym małżeństwie Marek wytrzymał tylko pół roku i odszedł, oskarżając żonę o zdrady i słusznie. Druga żona sama go zostawiła, gdy po badaniach okazało się, iż nie mogą mieć dzieci. Ona bardzo chciała być matką. Dlatego przed Zosią Marek był szczery.

Ale wbrew wszystkiemu Zosia zaszła w ciążę. Biegła od lekarza, by podzielić się z mężem radosną nowiną. W ręku trzymała zaświadczenie już ósmy tydzień.

Marku, mamy powód do radości, patrz podała mu dokument. Będziemy mieć dziecko! Mówiłam, iż lekarze mogą się mylić. Będziemy mieć malucha, jest

Idź do oryginalnego materiału