Nieszczęście zamieniło się w szczęście

twojacena.pl 4 godzin temu

**Nie byłoby szczęścia**

Kierownik działu sprzedaży Grzegorz był nieżonaty, więc gdy zobaczył młodą i piękną Julię, od razu się zakochał. To był jej pierwszy dzień w jego zespole, więc natychmiast podszedł do niej.

Dzień dobry, koleżanko powiedział z tak ciepłym uśmiechem, iż Julia mimowolnie zatrzymała na nim wzrok.

Dzień dobry odpowiedziała miękkim głosem i odpowiedziała uśmiechem.

Proszę zabrać się do obowiązków. Wprowadzi cię Katarzyna, nasza starsza specjalistka wskazał w jej stronę. Zapoznaj się z instrukcją. Powodzenia, mam nadzieję, iż się dogadamy.

Koleżanki, głównie kobiety, obserwowały go z zaciekawieniem, a gdy wyszedł, Katarzyna szepnęła do siedzącej obok Weroniki:

Od kiedy nasz Grzegorz tak się interesuje nowymi pracownicami? Obie się zaśmiały.

Julia początkowo się rozglądała nowy zespół, nowe otoczenie. Nie zachowywała się szczególnie skromnie, bo skromność nigdy nie była jej mocną stroną, ale zajęła pozycję obserwatorki. Młoda, ale przebiegła miała ledwie dwadzieścia dwa lata, a już od siedemnastego roku życia zniszczyła dwa małżeństwa. choćby w technikum uwikłała się w romans z dużo starszym wykładowcą, ale to on pierwszy się opamiętał i zerwał, gdy dotarły do niego plotki o jego żonie.

Minęło trochę czasu, aż Grzegorz pewnego dnia zaproponował jej kawę po pracy.

A czego nie? Pan jest moim szefem, a z szefem warto mieć dobre relacje zaśmiała się.

Julia uśmiechała się tak słodko i niewinnie, iż początkowo sądził, iż żartuje. Ale ucieszył się, bo się zgodziła. Grzegorz miał trzydzieści lat, nigdy nie był żonaty, choć miał poważne związki. Ta relacja rozwinęła się gwałtownie zakochał się, spotykali się, a potem cały zespół zdębiał, gdy ogłosił, iż on i Julia zapraszają ich na ślub.

**Życie małżeńskie Grzegorza**

Spełniał każdą zachciankę Julii. choćby zaakceptował jej warunek.

Żadnych dzieci na razie. Chcę żyć dla siebie. Kiedy będę gotowa, sama ci powiem. Na razie, kochanie, żadnych pieluch i śpioszków.

Grzegorz sądził, iż z czasem żona zrozumie, iż rodzina bez dzieci to nie rodzina. Czas mijał, a Julia nie zamierzała rodzić, i za każdym razem, gdy poruszał temat, ostro go ucinała.

Grzesiu, uprzedzałam cię od razu, więc nie dręcz mnie tematem dziecka. Nie jestem gotowa.

Aż pewnego dnia zobaczył, jak żona wyszła z łazienki z testem ciążowym w ręku, wyraźnie przygnębiona.

Jula, jesteś w ciąży? Skinęła głową.

On, szczęśliwy, porwał ją w ramiona, a ona wybuchnęła płaczem.

Nie chcę rodzić, nie chcę być tłustą krową! Musisz coś z tym zrobić! ale on tylko całował jej mokre od łez policzki.

Nie złość się, kochanie. To przecież szczęście! Jak bardzo cię kocham, Julciu. Będziemy mieć dziecko!

Julia była jednak zdeterminowana poszła do lekarza po skierowanie. Grzegorz przybiegł do szpitala na czas, zanim weszła do gabinetu. Z awanturą wyprowadził ją na ulicę.

Błagam, Jula. Nie rób tego. Niech nasze dziecko się urodzi. Pomogę ci we wszystkim. Obiecuję.

Żona w końcu zgodziła się pod warunkiem, iż nie będzie zmieniać pieluch ani wstawać w nocy. Przez całą ciążę Grzegorz był przy niej, spełniając każdą zachciankę. W końcu nadszedł dzień porodu. Gdy na świat przyszła zdrowa córeczka, odetchnął z ulgą.

Zadowolony i szczęśliwy wrócił do domu, by odpocząć. Następnego dnia pojechał do szpitala odwiedzić żonę i córeczkę, ale usłyszał:

Pańskiej żony tu nie ma. Uciekła. Dziecko zostawiła.

Niemożliwe! Nie wierzył. Może wyszła gdzieś?

Nie. Proszę, zostawiła list. Pielęgniarka podała mu złożoną kartkę.

Julia nie pojawiła się ani w biurze, ani w domu, nie odbierała telefonów, zmieniła numer. Dopiero po półtora miesiąca zadzwoniła.

Spakuj moje rzeczy. Przyjedzie po nie Artur. Sam się rozwieź, ja nie przyjdę.

Nie wspomniała choćby o córce. Nie była jej potrzebna, tak jak Grzegorz. Został więc dla Alinki ojcem i matką. Na szczęście niedaleko mieszkała jego mama, która pomagała w opiece.

**Zofia**

Telefon Zofii zadzwonił. Dzwoniła pani Marzena, nauczycielka Kuby, jej syna, który chodził do drugiej klasy.

Proszę natychmiast przyjść do szkoły. Syn narozrabiał! Rozłączyła się, nie wdając w szczegóły.

Zofia złapała torbę, zwolniła się z pracy i pobiegła do szkoły.

Co mógł zrobić Kuba? Zawsze był spokojny, grzeczny myślała, idąc szybko.

Kuba urodził się wbrew wszystkim diagnozom lekarzy. Mąż Zofii, Marek, przed ślubem uprzedził ją, iż jest bezpłodny miał choćby zaświadczenie. To był jego trzeci związek.

Może lekarze się mylą pomyślała. Wyszła za niego z miłości, choć liczyła, iż jeżeli nie będą mieli dzieci, zawsze mogli adoptować.

Marek w pierwszym małżeństwie wytrzymał pół roku i odszedł, oskarżając żonę o zdrady. W drugim to żona go zostawiła, gdy dowiedziała się o jego diagnozie. Dlatego przed Zosią był szczery.

Ale wbrew wszystkiemu Zofia zaszła w ciążę. Biegła od lekarza z wynikami, by podzielić się euforią z mężem.

Marku, mamy powód do radości! podała mu zaświadczenie. Będziemy mieć dziecko! Mówiłam, iż lekarze mogą się mylić.

Nie spodziewała się jego reakcji.

Radość?! uderzył ją w twarz. Z czego? Że spłodziłaś dziecko z kimś innym?!

Zofia milczała, nie próbując go przekonywać. Gdy urodził się Kuba, zyskała spokój. Co więcej, syn był uderzająco podobny do Marka, ale on tego nie widział.

Zaczęło się od krzyków i wyzwisk.

Gdzieś się puściłaś! Zapisałaś go na moje nazwisko, żebym płacił alimenty na cudze dziecko?!

Zofia płakała, błagała, by się uspokoił. Ale sytuacje się powtarzały. Kuba dorastał, słysząc te awantury. Marek mówił choćby synowi:

Idź do swojego prawdziwego ojca, niech cię utrzymuje!

Zofia zrobiła

Idź do oryginalnego materiału