**Zbędne usta**
Przy stole trzeba było się przesunąć. Pięciometrowa kuchnia już nie mieściła pięciu osób: dwojga dorosłych i trojga dzieci.
Krzysiu, przynieś stołek z salonu.
Siedemnastoletni chłopak przewrócił oczami, ale posłusznie wyszedł i wrócił z taboretem.
O. Odsuniemy stół i wszyscy się zmieścimy. W porządku, Maksik, w porządku kobieta nie patrzyła na pięcioletniego chłopca, przez którego wybuchł ten cały zamęt. Zwróciła się do męża, który wyglądał na wyraźnie niezadowolonego z tych przestawianek.
Pierwszy na stole talerz z gorącym barszczem postawiła przed ojcem rodziny. gwałtownie pokroiła chleb, słoninę, podała córce główkę czosnku, by pomogła go obrać. niedługo na stole pojawiły się inne talerze. Starszy syn, naśladując ojca, brał kawałek razowego chleba, kładł na nim cienki plasterek wędzonej słoniny i wkładał do ust, przeplatając to łyżką barszczu. Główki czosnku ojciec i syn gwałtownie rozdzielili, zostawiając spodek pusty.
Maks trzymał łyżkę w ręce, ale nie jadł, obserwując dwóch mężczyzn siedzących naprzeciw siebie. Tak bardzo chciał ich naśladować, ale talerze stały za daleko, nie mógł dosięgnąć.
Jedz dziesięcioletnia Zosia podała chłopcu kawałek chleba, a potem plasterek słoniny.
Maks złapał je i zaczął żuć, jakby to były czekoladowe cukierki. Lena uśmiechnęła się i też wzięła łyżkę do ręki.
Ojciec odmówił dokładki. Krzysztof milcząco skinął głową. Córka poprosiła o sól, by posypać kawałek chleba. Pili herbatę w ciszy. Każdy wpatrywał się w swoją filiżankę. Sucharki i pierniki gwałtownie znikały z wazy, wszyscy się spieszyli.
Gdy skończyli kolację, Andrzej wstał pierwszy od stołu i powiedział:
Niech dzieci jedzą pierwsze, potem my z tobą. Stół za mały.
Lena zatrzymała się z talerzem w rękach, chciała zaprotestować, ale nie sprzeciwiła się mężowi, nie zareagowała. Krzysiek spojrzał ze złością na chłopca żującego piernik.
Wczoraj ojciec wrócił do domu nie sam. Otworzył drzwi i, by przyspieszyć sprawę, popchnął chłopca przed sobą do mieszkania.
Wchodź, Maks Lena stała w przedpokoju z ręcznikiem w rękach.
Było jasne, iż rodzice omówili tę sytuację i dla nich przyjście Maksa do domu było przemyślanym krokiem.
To kto? Krzysiek wyszedł z pokoju z podręcznikiem.
To Maks powiedziała matka jak najłagodniej.
Słyszałem, jak się nazywa. Kim jest? powtórzył syn.
Andrzej i Lena nie byli na to przygotowani. Oczywiście, powinni byli wcześniej powiedzieć dzieciom, ale zlekceważyli ten istotny fakt.
Maks będzie mieszkać z nami, do waszego pokoju wstawimy jeszcze rozkładane krzesło.
Do naszego pokoju? Zosia też wyskoczyła na korytarz.
Ich pokój z bratem był podzielony szafą, a wstawienie kolejnego krzesła oznaczało przemeblowanie. Pokój był malutki, gdzie jeszcze zmieścić krzesło, nie było jasne dla nikogo.
Nic, przecież się pomieścicie.
Autorytet ojca w rodzinie był niezachwiany. Często choćby nie musiał nic mówić, wystarczyło surowe spojrzenie, a dzieci robiły, co trzeba, bez wyjaśnień.
Siedem lat temu ojciec odszedł z rodziny. Wybuchł straszny skandal. Zawsze spokojna matka szlochała i wpadała w histerię, błagając, by nie zostawiał jej z dwójką małych dzieci. Ale Andrzej po prostu spakował jedną torbę i wyszedł. Zakochał się. Poznał Kingę w fabryce i nie mógł myśleć o niczym innym. Dzieci go nie powstrzymały. Po dwóch latach wrócił. Z tą samą torbą. Nie przepraszał, tylko stanął w otwartych drzwiach i powiedział:
jeżeli wniosłaś o rozwód, to odejdę. Tam wszystko bezpowrotnie.
Lena nie znalazła słów. Ile nocy i dni czekała na ten moment, jak ciężko jej było. A teraz nie miała co powiedzieć. Wybaczyła dawno. Po prostu chciała go zobaczyć.
Prawie rok żyli jak sąsiedzi, aż Andrzej wyznał wszystko żonie i przeprosił. Lena odtajała, wszystko wróciło do dawnych torów, choć trochę zmienionych. A teraz pojawił się Maks.
Tamta kobieta, Kinga, nie była chora, nic jej się nie stało po prostu nie potrzebowała dziecka, przeszkadzał jej w życiu, w lataniu jak ważka. A urodziła tylko dlatego, iż fabryka dawała pokój, można było załatwić sprawę z mieszkaniem.
Zabieraj go, bo oddam do domu dziecka oświadczyła Andrzejowi, gdy przyszedł odwiedzić syna.
Gdzie ja go zabiorę, nas tam czworo w dwupokojowym?
Nie wiem gdzie wzruszyła ramionami Kinga. Gdy rodziłam, nie pytałeś, gdzie go umieścić.
Myślałem, iż mnie kochasz i chcesz Maksika.
Ha. Myślał. Do końca miesiąca masz czas na myślenie, pierwszego mam wolne i oddam twojego syna do domu dziecka, jeżeli go nie zabierzesz.
Oczywiście, straszyła wiedziała, jak Andrzej jest przywiązany do syna i nie pozwoli na coś takiego. Tak się stało.
Lena od razu zgodziła się przyjąć chłopca, bez wahania. Nie robiła różnicy między dziećmi, starała się dać każdemu to, czego najbardziej potrzebował. Starała się kochać wszystkich tak samo.
Czas mijał. Kupili duży rozkładany stół do kuchni, by mogli jeść razem. Dla Zosi udało się odgrodzić kąt w salonie, by zrobić miejsce dla synów w pokoju wyszło choćby dobrze: z jednej strony przy oknie stół, z drugiej ściana z szafą i łóżko.
Krzysiek poszedł na studia, a Maks zaczął szkołę. Wydawało się, iż wszyscy powinni się już przyzwyczaić, dogadać. Ale Krzysiek coraz częściej okazywał niezadowolenie z młodszego brata. choćby to, iż mieli jednego ojca i byli rodzonymi braćmi, kilka znaczyło. Matka interweniowała dyskretnie, by nie rozdmuchiwać konfliktu i nie ranić Maksa, łagodząc wybryki syna. Przy ojcu Krzysiek milczał, nie pozwalał sobie na nic. Zosia od razu zaakceptowała brata i pokochała go. Był jej bliższy charakterem, bardziej podobny do niej niż starsI gdy minęły kolejne lata, wszyscy zrozumieli, iż prawdziwa rodzina to nie tylko krew, ale przede wszystkim miłość i wspólne przeżycia, które tworzą więź silniejszą niż dzielące ich różnice.