Sama czasami łapię się na nadopiekuńczości. I choć staram się wychować synów na zaradnych i samodzielnych chłopaków, to są momenty, w których włącza mi się tryb: matka kwoka. Podtykam pod nos, wyręczam, a kiedy zawinią, tłumaczę, iż nic się nie stało. Potem biorę trzy głębokie oddechy, robię dwa przysiady i wracam na ziemię. Motywuję do wykonania zadania, pokazuję, iż nie ma rzeczy niemożliwych i dmucham w ich skrzydła.
Matki takie są
Zdarza się, iż trzymamy dzieci pod kloszem i nie chcemy ich spod niego wypuścić. Krążymy nad nimi jak helikopter i monitorujemy każdy ruch. Staramy się uchronić przed złem całego świata, dmuchamy i chuchamy. A gdy dzieje się coś niepokojącego, interweniujemy, by włos im z głowy nie spadł. W moim odczuciu niektórzy rodzice są przewrażliwieni i zbyt emocjonalnie podchodzą do pewnych spraw. Myślałam, iż już nic mnie w życiu nie zaskoczy, ale historia opisana przez naszą czytelniczkę, to jest dopiero petarda.
To chyba przesada?
"Wszyscy trąbią o tych zebraniach, to i ja podzielę się swoją historią. Zebranie jak zebranie, nic szczególnego. Sprawy organizacyjne, składki i ustalenia. Z racji tego, iż to już moje drugie dziecko zaczyna przedszkolną przygodę, wiedziałam, czego mogę się spodziewać. I teoretycznie nic mnie nie zaskoczyło, do pewnego momentu.
Kiedy wychowawczyni poprosiła o przyniesienie przez dzieci szczoteczek, kubeczków i past do mycia zębów, jedna z mam wystrzeliła jak z armaty. Od razu poderwała się na równe nogi: 'Pani chyba żartuje? Nigdy w życiu się na to nie zgodzę' – powiedziała, a ja nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.
W pierwszej chwili pomyślałam, iż jej syn/córka nie umie samodzielnie myć zębów, no bo jaki mógłby być tego inny powód?
'To niehigieniczne, przecież dzieci mogą pomylić szczoteczki, może zabrać jeden drugiemu. Kto w ogóle wymyślił taką praktykę?' – zapytała.
Nauczycielkę jakby na chwilę zamurowało, ale po chwili namysłu wytłumaczyła, iż każdy ma swój podpisany kubeczek, w każdym kubeczku szczoteczka i pasta. Dzieci wchodzą do łazienki małymi grupkami, a nauczycielki pilnują, by wszystko przebiegało tak, jak należy. Ale ona nie chciała słuchać. Przedstawiała swoje racje, w kółko mówiła to samo. Mimo zapewnień wychowawczyni nie dała za wygraną.
'Moje dziecko szczoteczki na pewno nie przyniesie. Nigdy nie wyrażę na to zgody' – skwitowała i usiadła na krzesełku. Pozostali rodzice tylko uśmiechali się pod nosem, ale nikt nie odważył się wychylić i skomentować. Każdy pomyślał swoje, ale zachował to dla siebie. I w sumie dobrze, bo jeszcze jakaś afera by z tego wynikła" – czytamy w liście.
Tak, to na pewno przesada!
Nadesłany list czytałam niemalże na jednym wdechu. O różnych pomysłach rodziców już słyszałam, ale z takim nie miałam jeszcze do czynienia. Staram się zrozumieć obawy matki, ale w moim odczuciu trochę są na wyrost. Zastanawiam się, czy ta kobieta zastanowiła się choć przez chwilę, jak będzie czuło się jej dziecko, które jako jedyne w całej grupie nie będzie było zębów po posiłku? Przypuszczam, iż nie wzięła tego pod uwagę.