Dwadzieścia trzy – na tyle języków został przetłumaczony „Kiosk”. Co więcej, jego autorka, Anete Melece, w 2013 roku stworzyła siedmiominutowy krótkometrażowy film animowany, za pomocą którego widzowie mogli poznać Olgę z nieco innej, bo filmowej perspektywy. A książka? Książka wymyka się wielu literackim zwyczajom, które kojarzymy z twórczością dla dzieci. Jest nieoczywista i przewrotna, a co najważniejsze – kompletnie nie nadaje się do czytania wprost. Można spróbować to zrobić, ale wtedy – gdy już przeczytamy o kobiecie, która utknęła w kiosku, a później wpadła do morza (nadal tkwiąc w kiosku, rzecz jasna) – obudzimy się z ręką w nocniku.
Kiosk, który w tytule swojej książce umieściła Anete Melece, to metafora. Barwna, bogata i zrywająca z przytłaczającą codziennością. A ilustracje, które znajdziemy na każdej stronie, idealnie się w tę metaforę wpisują. Ale zacznijmy od początku.
Gdzie zaczyna się podróż Olgi?
Tym, co wyróżnia wszystkie kioski na tle innych sklepów, jest okienko. Okienko na tyle duże, iż swobodnie przechodzą przez nie bilety papierowe, ale też na tyle małe, iż wydostające się przez nie gazety muszą być zwinięte w rulon. Jest zatem małe i duże jednocześnie, co jest jednym z wielu metaforycznych spojrzeń, które przygotowała dla nas Anete Melece. Podróż Olgi zaczyna się właśnie za tym okienkiem – tam ją spotykamy. Cały czas siedzi w kiosku, nigdzie się stąd nie rusza. choćby tu śpi!
Okienko, o którym mówimy, jest namacalne – wycięte w grubej okładce
Dla Olgi bywa oknem na świat, a konkretnie – na wszystkich i wszystko, co dzieje się po drugiej stronie. Olga doskonale zna potrzeby swoich klientów, wie, co każdy z nich kupuje. Doskonale zna też tych, którzy nie kupują nic, tylko czasami przychodzą się wygadać. To duże okno, bo przecież tyle się za nim dzieje! Ale to też dość małe okno dla samej Olgi, której potrzeb nie zna nikt, zresztą sama nie ma z kim porozmawiać o swoich marzeniach.
A marzenia Olgi najchętniej podróżowałyby razem z nią – bo musicie wiedzieć, iż ta niezwykła kioskarka marzy o dalekich podróżach, bezkresnych wodach i zapierających dech w piersiach zachodach słońca. Póki jednak tkwi w jednym, tym samym miejscu i spogląda na przechodniów przez swoje małe okienko, jedyne zachody, na które może sobie pozwolić, to te wycięte z gazety i powieszone na ścianie kiosku.
W końcu Olga przekonuje się, iż wszystko jest możliwe!
Anete Melece puszcza do nas oko, pisząc, iż Olga już tak długo siedzi w kiosku, iż kompletnie nie potrafi się z niego wydostać. W dosłownej interpretacji taki scenariusz byłby zatrważający, dlatego już teraz lepiej odpuścić sobie czytanie wprost. To zasiedzenie jest metaforą utknięcia w jednym miejscu – i to takim, z którego nie ma wyjścia.
Olga jest przekonana, iż tak właśnie jest! Trudno jest zrobić jej pierwszy krok, jednak – jak to w życiu bywa – szczęśliwe zbiegi okoliczności sprawiają, iż Olga wpada do rzeki, a potem do morza (nadal tkwiąc w kiosku, rzecz jasna). Nie, nie dosłownie – bo gdyby coś podobnego wydarzyło się naprawdę, bylibyśmy zobowiązani udzielić takiej kioskarce pierwszej pomocy! Olga dryfuje i jest szczęśliwa, tak szczęśliwa, iż nie mamy zamiaru jej stąd wyciągać. W końcu fala wyrzuca ją na brzeg, gdzie Olga może sprzedawać lody, a wieczorami oglądać zachody słońca, o których tak marzyła.
A kiosk? Kiosk zostaje z Olgą do końca, a dokładnie – to Olga zostaje w kiosku
Zmienia się perspektywa, Olga dostaje to, o czego pragnęła przez całe życie. Być może gdyby Anete Melece postanowiłaby zniszczyć przemoczone ściany kiosku i oswobodzić Olgę, akcja nabrałaby innego, spektakularnego tempa. Tak się jednak nie dzieje – i dobrze. Morał z tego, drogie dzieci (i dorośli), jest taki, iż nasze ograniczenia są częścią nas – i wcale nie musimy się ich pozbywać, jeżeli chcemy spełniać swoje marzenia. Niech zostaną tu, gdzie są.