Obiecał rodzinę, a uciekł, gdy nasz syn miał trzy miesiące.

newsempire24.com 3 dni temu

Nazywam się Kinga i wciąż nie mogę dojść do siebie po tym, co się stało. Mój mąż, człowiek, który marzył o dziecku, błagał mnie, bym została matką, przysięgał miłość i wsparcie – opuścił nas, gdy tylko zaczęło się prawdziwe życie z niemowlakiem. I nie odszedł ot tak – wyprowadził się do swojej mamusi. A ja zostałam sama – z maleńkim synkiem, bolącym kręgosłupem i sercem rozdartym na kawałki.

Pobraliśmy się z Igorzem trzy lata temu. Na początku nasz związek wydawał się idealny. Byliśmy młodzi, zakochani, snuliśmy plany na przyszłość. Od razu wiedziałam jednak, iż z dziećmi nie można się spieszyć. Trzeba stanąć na nogi, kupić większe mieszkanie, odłożyć chociaż minimalną poduszkę finansową. Wiedziałam to, bo mam młodszych braci i dobrze zdawałam sobie sprawę, jak ciężko jest zajmować się niemowlakiem przez całą dobę. Igor natomiast był jedynakiem, zawsze chronionym przez rodziców, nigdy nie musiał mierzyć się z prawdziwymi trudnościami.

Gdy jednak jego kuzynka urodziła dziecko, Igor jakby oszalał. Po każdej wizycie u rodziny wracał i zaczynał ten sam temat:

– Dawaj już, Kinga. My też powinniśmy spróbować! Ciągle tylko czekamy. Łatwiej jest być młodymi rodzicami. Jak ty się w końcu „przygotujesz”, to i czterdziestka nam stuknie…

Próbowałam tłumaczyć, iż to nie to samo – pobawić się z dzieckiem przez pół godziny a nie spać po nocach, masować bolące brzuszki, karmić, usypiać. Ale machnął tylko ręką:

– Zachowujesz się, jakby to nie dziecko miało się urodzić, tylko jakaś klęska żywiołowa!

Rodzice oczywiście tylko dolewali oliwy do ognia. Zarówno moja mama, jak i teściowa zapewniały, iż będą pomagać dzień i noc, iż wszystko wezmą na siebie – tylko trzeba urodzić. W końcu uległam.

W ciąży Igor był wzorowym mężem. Nosił zakupy, sprzątał, gotował, chodził ze mną na USG, denerwował się, głaskał mój brzuch i szeptał, jak bardzo nas kocha. Wierzyłam, iż będzie dobrym ojcem.

Ale bajka skończyła się zaraz po powrocie ze szpitala. Synek płakał. Często. Długo. Bez powodu i z powodu. Starałam się oszczędzać Igora nocnych czuwania, ale dziecko budziło się co dwie godziny. Krążyłam po mieszkaniu, kołysałam je, śpiewałam kołysanki, ale w dwupokojowym mieszkaniu nie dało się ukryć przed płaczem. Światło w kuchni paliło się całą noc, a ja widziałam, jak mąż przewraca się w łóżku, zatyka uszy, denerwuje się.

Z czasem stał się coraz bardziej rozdrażniony. Zaczęliśmy się kłócić, podnosić głos. Zaczął zostawać po godzinach w pracy. A pewnego wieczoru, gdy synek skończył trzy miesiące, w milczeniu spakował torbę.

– Wyprowadzam się do mamy. Muszę się wyspać. Nie daję rady. Nie chcę się rozwodzić, po prostu jestem zmęczony. Wrócę, jak trochę podrośnie…

Zostałam w przedpokoju z dzieckiem na rękach i pełną piersią mleka. A on po prostu wyszedł.

Nazajutrz zadzwoniła jego mama. Mówiła spokojnie, jakby nic się nie stało:

– Kinguniu, nie zgadzam się z Igorem, ale lepiej tak, niż żeby się całkiem załamał. Mężczyźni nie są stworzeni do niemowląt. Przyjadę do ciebie, pomogę. Tylko go nie krytykuj.

Potem odezwała się moja mama.

– Mamo, naprawdę uważasz to za normalne? – pytałam, ledwo powstrzymując łzy. – To on namawiał mnie na dziecko. A teraz zostawił mnie samą. Jak mam teraz żyć?

– Córciu, nie działaj pochopnie. Tak, uciekł. Ale nie do innej, tylko do swojej mamy. To znaczy, iż nie wszystko stracone. Daj mu czas. Wróci.

A ja nie jestem pewna, czy chcę, żeby wrócił.

Złamał mnie. Zawiódł w najbardziej bezbronnym momencie. Gdy ja, zapominając o sobie, myślałam tylko o synku, o nas trójce – on się poddał i odszedł. Nie chciał wytrwać choćby tych pierwszych miesięcy rodzicielstwa. I teraz nie wiem – czy kiedykolwiek znów będę mogła mu zaufać. Czy będę mogła na niego liczyć. Przecież to on chciał dziecka. To on mnie namawiał. A gdy tylko się urodziło – uciekł.

Teraz wszystko spadło na mnie. Syn, dom, zmęczenie, strach. I jedna myśl wierci mi głowę: skoro w takiej chwili mnie zostawił – to co będzie dalej?…

Idź do oryginalnego materiału