Wydaje mi się jednak, iż on po prostu nie kocha dzieci, a z czasem okazało się, iż mnie również.
W dniu moich urodzin czekałam na niego po pracy z nakrytym stołem. Nie spodziewałam się prezentu (nigdy mi niczego nie dawał), ale liczyłam chociaż na kwiaty.
Nawet nie przyszło mi do głowy, iż on w ogóle nie wróci do domu. Całą noc do niego dzwoniłam, ale telefon był wyłączony.
Nie spałam do rana, płakałam, myślałam, co mu się stało, czy coś mu nie grozi, i już byłam gotowa zadzwonić na policję. Jednak rano wrócił pijany i natychmiast poszedł spać. Było mi bardzo przykro, ale cieszyłam się, iż żyje i wszystko z nim w porządku.
Później, gdy zapytałam, gdzie był, odpowiedział, iż przesiadywał z kolegami w barze, a telefon mu się rozładował. Nie uwierzyłam, ale nie odezwałam się ani słowem. Kłótnia nie miała sensu.
Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy.
Pewnego razu byłam sama w domu, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam ciężarną kobietę. Już od progu zapytała, jak zamierzamy „podzielić się” moim mężem, po czym wskazała na swój brzuch.
Otrząsnęłam się i powiedziałam, iż nie mam się czym dzielić, a ona może go sobie zabrać. Po czym zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Zanim mąż wrócił z pracy, zdążyłam zebrać jego rzeczy i położyć je przy wejściu. Wyraźnie się tego nie spodziewał.
Zaczął prosić o wybaczenie, tłumaczył, iż to „nic poważnego” i iż kocha tylko mnie. Mówił też, iż jeżeli mu wybaczę, wszystko między nami się zmieni i nie będzie tak jak dawniej.
Ale ja myślę, iż on tak naprawdę kocha tylko siebie i boi się odpowiedzialności.
Przecież tam będzie miał dziecko, a jest przyzwyczajony, iż cała uwaga skupia się wyłącznie na nim. Nie mogłam mu wybaczyć.
Na razie mieszkam sama. Nie zazdroszczę kobiecie, która się ze mną z nim „rywalizowała”. Jestem pewna, iż tak musiało być – sama prawdopodobnie jeszcze długo nie zdecydowałabym się na rozstanie, tkwiąc w oczekiwaniu na coś nieokreślonego.
A tak wciąż mam nadzieję, iż spotkam kogoś, kto mnie pokocha i doceni, a nasza rodzina będzie szczęśliwa.