Nowy Rok jest zbyt straszny
"Nowy Rok z 3-latkiem to nie lada wzywanie. W ubiegłych latach nie zauważyłam, by nasz synek aż tak bardzo źle reagował na sztuczne ognie. W tym roku był dramat. Może to kwestia, iż raz się przestraszył, a każdy kolejny wybuch pogarszał sytuacje. A może jest starszy i bardziej świadomy. Niestety Sylwester był dla nas trudny.
Mieszkamy w miejscu, gdzie w okolicy są tylko domki jednorodzinne, więc wybuchy było słychać od wczesnych godzin wieczornych. Pokazywanie przez okno kolorowych rac nie pomagało, bo przy większości huków nie było widać kolorowej fontanny. Zresztą po kilku wybuchach nie było mowy, by w ogóle podszedł do okna, o wyjściu na dwór już nie wspomnę. Świetnie wiedział, iż to tam kryje się coś, czego bardzo się boi.
Gdy strzały się uspokajały, powoli nabierał odwagi na zabawę. Jednak przy kolejnych wystrzałach biegł z przerażeniem w oczach i krzykiem: "Mamo!". Większość wieczoru spędził u nas na kolanach, tuląc się do mnie lub męża. Na chwilę pomogły słuchawki z muzyką. Synek miał też wielki problem, by usnąć, a o własnym łóżeczku nie było mowy.
Czas pokonać tego potwora
Rozmawialiśmy z mężem i uznaliśmy, iż nie możemy tego tak zostawić. Zawsze, gdy nasz synek czegoś się przestraszy, staramy się mu wszystko wytłumaczyć, by lęk nie tylko minął, ale i się niepotrzebnie nie pogłębił. Czasem potrzebne jest pokazanie, iż nie ma się czego bać. I tak było w tym przypadku.
Mąż stwierdził, iż najlepszym rozwiązaniem, będzie odpalenie jednej racy w biały dzień, by mógł powiązać hałas z kolorową fontanną i faktem, iż nic złego absolutnie się nie dzieje, a sam widok może być także bardzo przyjemny.
W Nowy Rok wybraliśmy się nad pobliską rzeczkę, dalej od zabudowań, by zademonstrować synkowi, jak dokładnie działają sztuczne ognie. Pokazaliśmy rakietę, a gdy mąż ją odpalał, ja w oddali tłumaczyłam synkowi, iż zaraz będzie huk i kolorowa fontanna. Poprosiłam, by zasłonił uszy i jeżeli chce, niech się przytuli do mnie.
Zadziałało! Wzdrygnął go hałas, ale już bez takiego lęku jak dzień wcześniej. Nie widział w pełni efektów fajerwerku, ale było wyraźnie widać, iż już wie skąd ten hałas. W gruncie uznał, iż nie jest tak strasznie, a kolorowe iskry go choćby zainteresowały.
Egoista i imbecyl?
Nasza euforia trwała jednak krótko, bo gdy cieszyliśmy się, iż udało nam się 'pokonać tego fajerwerkowego potwora' dopadły nas dwie panie. I to dosłownie. Oburzone kobiety zaczęły krzyczeć i wyzywać mojego męża od najgorszych, absolutnie nie zważając na to, iż wszystko słyszy małe dziecko. Były wściekłe i wulgarne.
Zaczęły się wydzierać, iż sztuczne ognie to ogromny stres dla zwierząt i jak można być tak nieludzkim. Brzmiało to tak, jakbyśmy celowo chcieli nastraszyć ich psy i odpalili całą salwę fajerwerków. Nasze tłumaczenie, iż nasze dziecko też się boi sztucznych ogni i chcieliśmy pokazać mu dzięki zaledwie jednej racy, iż nie ma się czego bać, absolutnie ich nie przekonało. Zafiksowane na swoich argumentach nie chciały absolutnie odpuścić, zachowując się niesamowicie agresywnie.
Rozumiem argumenty właścicieli czworonogów, którzy martwią się o zdrowie swoich psiaków w Sylwestra, ale dla mnie jednak najważniejsze było nasze dziecko. Poza tym poszliśmy na ubocze i naprawdę staraliśmy się odpalić tę jedną jedyną racę tak, by nikomu nie wadzić. Nikt celowo nie chciał straszyć psów ani nikogo innego.
Nie sądzę, byśmy zrobili cokolwiek złego, a z pewnością nic, co zasługiwałoby na tak bardzo impulsywną i niegrzeczną reakcję. I z pewnością nie zamierzam za to przepraszać".