Ojciec pojawia się po dekadzie: czy warto niszczyć to, co budowano latami?

polregion.pl 2 dni temu

Kiedy się pobrali, Kasia ledwo chodziła – była w ostatnim miesiącu ciąży – wspomina ze drżeniem w głowie Zofia Januszewska, matka dziewczyny. O jakim weselu mogła być mowa… Po prostu poszli do urzędu stanu cywilnego, podpisali papiery, a potem przyjechali do mnie – nakryli stół i cicho świętowali. Tydzień później na świat przyszedł nasz Bartuś.

Gdy pytają, dlaczego córka tak długo nie wychodziła za mąż, Zofia wzdycha. Wręcz przeciwnie, wszystko stało się błyskawicznie. Kasia dowiedziała się o ciąży, gdy miała już trzy miesiące. Z ojcem dziecka żyli razem, szykowali się do ślubu, układali plany. Ale on się wystraszył. Zląkł się odpowiedzialności. Po prostu zniknął – spakował rzeczy, zablokował Kasię wszędzie i przepadł jak kamień w wodę.

Kasia była załamana. W ciąży, porzucona, pełna lęku o przyszłość. I wtedy, w tym trudnym czasie, pojawił się Marek. Od razu powiedziała mu prawdę – nie ukryła ani jednego szczegółu. Wysłuchał, pomyślał… i został. Zacznął się nią opiekować, towarzyszył na badaniach, gotował, pocieszał. niedługo oświadczył się. Powiedział: „Dziecko powinno urodzić się w prawdziwej rodzinie”.

Przyznam, na początku nie wierzyłam. Bałam się, iż za tą dobrocią Marka kryje się coś złego. choćby próbowałam zebrać o nim informacje – przyznaje ze smutkiem matka. Ale na próżno. Marek okazał się nie tylko godnym mężem, ale i wspaniałym ojcem dla Bartka.

Minęło dziesięć lat. Bartek to mądry, dobrze wychowany chłopiec. Odrabia lekcje z Markiem, chodzi z nim do kina, na basen, jeździ na rolkach. Miłość między nimi jest prawdziwa, szczera. Bartek nazywa Marka tatą – bo w rzeczywistości to on jest jego ojcem. Matka Marka też ubóstwia wnuka. Zabiera go na weekendy, daje prezenty, piecze jego ulubione pierniki.

Wszystko było spokojne, aż pewnego dnia Kasia pokazała mi wiadomość: „Cześć. Widziałem zdjęcia naszego syna. Chcę go poznać. Ma prawo wiedzieć, kto jest jego prawdziwym ojcem”. Napisał to ten sam – biologiczny ojciec, który dziesięć lat temu uciekł, zostawiając ciężarną dziewczynę.

Wyobrażacie to sobie? – oburza się Zofia. Po prostu zobaczył zdjęcia w sieci i nagle „się obudził”! Zaczął pisać do Kasi, domagać się spotkań, twierdzić, iż ma pełne prawo do dziecka. A potem wrzucił u siebie zdjęcie Bartka z podpisem: „Mój syn”. Jaki ty jesteś ojciec, skoro przez dziesięć lat choćby nie pomyślałeś o jego istnieniu?!

Kasia zawsze otwarcie publikowała zdjęcia syna – z uroczystości, z wakacji, ze spacerów. Była z niego dumna. Ale choćby nie przypuszczała, iż pewnego dnia stanie się to pretekstem dla ducha z przeszłości, by wtargnąć w ich życie.

Od razu powiedziałam: choćby nie warto mu odpowiadać! – opowiada Zofia. To nie ojciec! Ale Kasia się waha. Mówi: „To jego biologiczny ojciec, może Bartek ma prawo go poznać?..”

Marek oczywiście był przeciw. Wychowywał Bartka od urodzenia. To on jest ojcem, który nie uciekł, gdy było trudno. Dał nie tylko miłość, ale i wychował syna. A teraz ma stać z boku, podczas gdy jakiś obcy człowiek znów chce wejść im w życie?

Gdy dowiedziała się o tym matka Marka, zadzwoniła do mnie. Poprosiła, żebym wpłynęła na Kasię. Mówi: „Przecież rozumiesz, iż to może zniszczyć wszystko – rodzinę, zaufanie, choćby duszę dziecka. Bartek wierzy, iż Marek to jego tata. Po co to psuć? Dla jakiego dobra?”

Ja też próbowałam porozmawiać z córką. Tłumaczyłam, iż pokrewieństwo krwi nie zawsze jest najważniejsze. Że ojciec to ten, który jest blisko. Który nie zdradził. Który uczył żyć. Wszyscy bliscy – i Marek, i jego matka, i choćby ja – byli stanowczo przeciw.

Ale Kasia powiedziała: „Rozumiem was, ale jestem matką. I muszę dać Bartkowi wybór. Nie będę przed nim ukrywać prawdy. Nie pozwolę, by biologiczny ojciec ingerował w nasze życie, ale dać Bartkowi szansę go poznać – muszę”.

Nie wiem, czy postępuje słusznie. Wszystko jest zbyt delikatne, zbyt kruche. Dziecko ma dziesięć lat. Rośnie w miłości i troskliwości. jeżeli dowie się, iż „tata” to nie jego tata, czy nie zburzy to jego świata? A jeżeli ten biologiczny ojciec znów zniknie, zostawiając nową ranę?

A jednak… może Kasia ma rację? Może nie warto żyć w kłamstwie? A nuż Bartek sam będzie chciał wiedzieć? Albo… odwrotnie – odtrąci tego, który go raz już zdradził.

Teraz wszystko wisi na cienkiej nitce. I ja, jako matka, po prostu modlę się do Boga, by ta nitka nie pękła. By Marek pozostał w życiu Bartka jego prawdziwym ojcem. I by Bartek, gdy pozna prawdę, dokonał adekwatnego wyboru – sercem.

Bo czasami prawdziwa rodzina to nie ta, która dzieli z nami DNA, ale ta, która dzieli z nami życie – bez względu na wszystko.

Idź do oryginalnego materiału