On mnie wyrzucił, obwiniając za chorobę dziecka: ‘Jesteś klątwą, nie matką’

newsempire24.com 2 dni temu

Wyrzucił mnie, obwiniając o chorobę dziecka: „Nie jesteś matką, tylko przekleństwem”

— Co ty narobiłaś?! To przez ciebie dziecko zachorowało! Wynoś się! Natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! — wrzeszczał, a w jego głosie nie było ani śladu wątpliwości. Tylko wściekłość i oskarżenia.

Tak Tomek postawił kropkę. Nie w rozmowie — w naszej rodzinie.

Był przekonany, iż wszystko, co spotkało naszego syna, to moja wina. Gorączka, kaszel, łzy dziecka — niby wszystko przez mnie. Że jestem złą matką, nie dopilnowałam, „zawsze robię wszystko źle”. I nie sposób było go przekonać. Nie słuchał, nie chciał słuchać.

Przywarłam do ściany w przedpokoju, gdy miotał się po mieszkaniu, trzaskał drzwiami, w furii przekładając dziecięce ubranka. W drugim pokoju leżał nasz synek — rozpalony, senny, słabiutki. Spędziłam z nim całą noc, poiłam, zbijałam gorączkę, nie odchodząc na krok. A teraz — „wynoś się”.

Gdy Tomek ułożył malucha, podszedł do mnie. Na twarzy miał chłód. W oczach — lodowatą determinację.

— Dlaczego jeszcze tu jesteś? Mówiłem: spadaj. Zapomnij o dziecku. Nie potrzebuje takiej matki. I żebym cię więcej nie widział.

Nie krzyczałam. Nie kłóciłam się. Tylko szeptałam, iż kocham synka, iż mogę się zmienić, być lepsza. Błagałam, żeby przestał. Ale nie słuchał.

— Tylko przeszkadzasz. Tylko mu szkodzisz, Kinga — rzucił jak wyrok. — Wszystko już wiem.

Spakował mój plecak. W milczeniu otworzył drzwi. I wskazał wyjście.

Nie pamiętam, jak znalazłam się na ulicy. Wszystko wirowało mi przed oczami. Było zimno, ręce się trzęsły, w głowie dudniła tylko jedna myśl: „Zostawiłam syna… Wyrzucono mnie z życia mojego dziecka”.

Tomek nie odebrał telefonu następnego dnia. Nie odezwał się przez tydzień. Zablokował mnie wszędzie.

Pisałam wiadomości, dzwoniłam do jego matki, prosiłam, żeby pozwolili mi choć zobaczyć synka. Ale nikt nie odpowiadał. Jakbym przestała istnieć.

Jestem matką. Nosiłam tego chłopca pod sercem przez dziewięć miesięcy. Urodziłam go, śpiewałam mu kołysanki, byłam przy nim w nieprzespanych nocach, trzymałam na rękach, gdy bolały go ząbki.

A teraz — jestem „nikim”.

Tomek uznał, iż może mi odebrać dziecko. Nie sąd, nie opieka społeczna. Po prostu facet, który się wkurzył, bo dziecko się przeziębiło.

A przecież naprawdę nie byłam winna. To była zwykła przeziębienie. Jesień, przeciągi, przedszkole, gdzie wszystkie dzieci kichają. Ale dla Tomka to stało się pretekstem. Pretekstem, by dobić. By oskarżyć.

Nie wiem, jak to się skończy. Ale nie poddam się. Znajdę sposób. Choćby przez sąd, choćby za lata — ale odzyskam syna.

Bo jestem mamą. A bycie mamą to nie stanowisko na czas określony. To na całe życie. choćby jeżeli twoje życie nagle zostało za zamkniętymi drzwiami…

Idź do oryginalnego materiału