„Ona naprawdę dobrze wygląda. A ja przestałem to zauważać”, pomyślał Jakub.
Poranek jak zwykle był nerwowy. Kinga przygotowała śniadanie, obudziła Zosię. Mąż zajął łazienkę, więc musiała się umyć w kuchni. Niechcący strąciła ręcznikiem kubek ze stołu. Na hałas przybiegł mąż. Kinga poprosiła, by wziął Zosię na ręce, a sama zaczęła zbierać rozbite szkło.
– Uff, chyba wszystko. – Kinga rzuciła się do ubierania.
– Muszę lecieć, ty zaprowadź Zosię do przedszkola. Mam dziś istotny dzień – mówiła już z przedpokoju, zapinając zamek w butach. – Prezentuję projekt. jeżeli pójdzie dobrze, mam szansę na awans – dodatkowe pieniądze, doświadczenie i rekomendacje.
Narzuciła płaszcz, rzuciła ostatnie krytyczne spojrzenie w lustro, złapała torebkę i wybiegła z mieszkania. Jakub choćby nie zdążył zaprotestować.
Dojadał kanapkę, popijając kawę, podczas gdy Zosia stała obok i patrzyła na niego.
– Też chcesz?
Córka skinęła głową.
– Nie, bo w przedszkolu nie będziesz jeść kaszy.
Na dźwięk słowa „kasza” Zosia skrzywiła się.
– Też wiele rzeczy nie lubię. Na przykład tego, iż mama ucieka z domu. Z tym chyba nic już nie zrobimy. – Jakub postawił pusty kubek w zlewie.
Długo walczył z założeniem córce rajstop, które wciąż się skręcały. Potem szukał rękawiczek – okazało się, iż leżą na kaloryferze w kuchni. Wreszcie, spoceni i nieporządni, wyszli z mieszkania. Jakub wziął Zosię na ręce i zbiegł po schodach.
Oddał córkę wychowcDo przedszkola, jednak pani wychowawczyni zaczęła mu coś tłumaczyć, a on, przepraszając za spóźnienie, gwałtownie się oddalił, czując, jak ucieka przed kolejnym porannym chaosem.