„Ona naprawdę dobrze wygląda. A ja przestałem to zauważać” – pomyślał Krzysztof.
Poranek, jak zwykle, był pełen chaosu. Kinga przygotowała śniadanie, obudziła Zosię. Mąż zajął łazienkę, więc musiała umyć córkę w kuchni. Niechcący strąciła kubek ręcznikiem. Na hałas przybiegł Krzysztof. Kinga poprosiła, by potrzymał Zosię, a sama zaczęła zbierać odłamki z podłogi.
– Uff, chyba wszystko. – Kinga rzuciła się do ubierania.
– Muszę lecieć, ty odprowadź Zosię do przedszkola. Mam dziś istotny dzień – mówiła już z przedpokoju, zapinając zamek w butach. – Prezentuję projekt. jeżeli pójdzie dobrze, dostanę szansę na kierowanie nim. To pieniądze, doświadczenie i awans.
Włożyła płaszcz, rzuciła ostatnie krytyczne spojrzenie w lustro, chwyciła torebkę i wybiegła z mieszkania. Krzysztof choćby nie zdążył zaprotestować.
Dokańczał kanapkę z kawą, a Zosia stała obok i patrzyła na niego.
– Też chcesz?
Córka skinęła głową.
– Nie, nie możesz, bo w przedszkolu nie zjesz zupy.
Na wspomnienie zupy Zosia skrzywiła się.
– Ja też wiele rzeczy nie lubię. Na przykład tego, jak mama ucieka z domu. Z tym chyba nic się już nie zrobi – Krzysztof postawił pusty kubek w zlewie.
Długo nakładał córce rajstopy, które wciąż się skręcały. Potem szukał rękawiczek. Okazało się, iż leżą na kaloryferze w kuchni. Spoceni i nieporządni w końcu wyszli z mieszkania. Krzysztof wziął Zosię na ręce i pobiegł po schodach na dół.
Oddał córkę wychowawczyni, ale ta zaczęła mu coś tłumaczyć.
– Przepraszam, spieszę się – przerwał jej i wstydliwie uciekł z szatni.
Dopiero w samochodzie odetchnął z ulgą. Przez chwilę dochodził do siebie po porannym zamieszaniu, potem pojechał do pracy.
Całą drogę myślał, jak dobrze było, gdy Kinga siedziała w domu. Wracał do posprzątanych czterech ścian, gdzie unosił się zapach obiadu. Zero nerwów. A teraz wieczny pośpiech. Nie, tak dalej być nie może.
Wiele kobiet marzyłoby o jej miejscu – siedzieć w domu, opiekować się dzieckiem. A jej potrzebna samorealizacja, kariera. Po co w takim razie wychodziła za mąż? Niechby się realizowała zawodowo. Trzeba ją przekonać, by zrezygnowała z pracy. Czy im brakuje pieniędzy? Krzysztof postanowił porozmawiać z żoną wieczorem. Nastrój mu się poprawił.
Praca oderwała go od porannych problemów. Po południu dostał SMS-a od Kingi, iż się spóźni i prosi, by odebrał Zosię z przedszkola.
No proszę. A on planował wpaść do baru z kolegami. Tak rzadko się widują. Nastrój znów spadł poniżej podłogi.
Wieczorem Krzysztof smażył ziemniaki, gdy wróciła Kinga, roześmiana i z błyszczącymi oczami. Nie rozbierając się, weszła do kuchni.
– Wyobrażasz sobie? Mój projekt zachwycił wszystkich! Zostałam kierownikiem! Gratuluj mi. – Stanęła na palcach i nadstawiła policzek do pocałunku. Krzysztof musnął ją wargami.
– Nie cieszysz się dla mnie? – Kinga zauważyła jego kiepski humor.
– Oczywiście, iż się cieszę. Super! Żona robi karierę. Wyręczają ją w projekcie. Na nas z Zosią już nie ma czasu. Wspaniale! – odpowiedział sarkastycznie.
– O co ci chodzi? Zazdrościsz, iż mi się udało, a ty wciąż jesteś zwykłym menedżerem?
– Gdzie tu zazdrość? Widzisz córkę tylko rano i w weekendy. Niedługo przestanie cię rozpoznawać. Brakuje ci pieniędzy?
– Nie krzycz. Nie chodzi ci o dziecko, tylko o siebie. Tak, będę zarabiać więcej niż ty. I to cię wkurza. Nie rozumiesz? Chcę robić to, co kocham, nie siedzieć w domu. Chcę dobrze wyglądać. Taką mnie pokochałeś, prawda?
Krzysztof zmieszał się. To była prawda.
– Ale to było wtedy. Teraz mamy córkę. Dziecko potrzebuje matki – odparł.
– Ojciec też jest potrzebny. Faceci lubią zwalać wszystko na kobiety i obwiniać je za błędy w wychowaniu. Ty też zajmij się naszym dzieckiem – Kinga nie dała się zastraszyć.
Kłótnia przerodziła się w awanturę. Oboje czuli się winni, ale nikt nie chciał ustąpić. Poszli spać obrażeni, odwróceni do siebie plecami. Ale we śnie Kinga położyła dłoń na piersi męża, a on delikatnie przytulił jej dłoń. We śnie wciąż się kochali.
Następnego dnia Krzysztof wstał wcześniej, chcąc wyjść pierwszy. Ale Kinga już przygotowywała śniadanie i budziła Zosię. Westchnął i poszedł się ogolić. I znów to samo: kawa się wylała, Zosia plątała się w rajstopach, a Kinga stała w drzwiach gotowa do wyjścia.
Krzysztof krzyknął, iż dziś nie odbierze Zosi… W odpowiedzi zatrzasnęły się drzwi.
– Kurde! – warknął i rzucił koszulę na łóżko.
Nie tak wyobrażał sobie rodzinę. Jego matka nie pracowała, gotowała obiady, odrabiała z nim lekcje. Nigdy nie było kłótni. Dlaczego u nich jest inaczej?
W pracy zagadnęła go Magdalena. Kiedyś mieli krótki, burzliwy romans. Jeszcze przed Kingą. adekwatnie to przez Kingę się rozstali.
– Czemu ostatnio taki jesteś? – spytała.
– Jaki? – Krzysztof wsypywał kawę do kubka.
– Wykręcony, zły. Czyżby życie rodzinne nie okazało się tak kolorowe?
– O czym mówisz? U nas wszystko gra. Tylko… Kinga wróciła do pracy i jeszcze się nie przyzwyczailiśmy. – Nalał wrzątku i spojrzał na Magdalenę.
Jej usta, pomalowane czerwoną szminką, rozchyliły się w zrozumiałym uśmiechu. Wyglądała świetnie, jak z okładki.
– Zawsze jesteś zajęty. Mogę ci pomóc – zaproponowała.
– W czym?
– Odbiorę Zosię z przedszkola. Zabiorę do siebie, a ty po nią wpadniesz. Dawno u mnie nie byłeś. – Pochyliła się lekko. Jej wzrok kusił. – Wiesz, nie jestem taka uparta jak twoja żona. – Jej dłoń sięgnęła do jego kołnierzyka.
Krzysztof złKrzysztof odsunął jej dłoń i uśmiechnął się lekko, bo nagle zrozumiał, iż choć życie nie potoczyło się tak, jak planował, to właśnie teraz, w tym bałaganie, odnajduje prawdziwe szczęście.