Oskarżył mnie o chorobę dziecka: „Jesteś karą, a nie matką” i wyrzucił z domu.

polregion.pl 16 godzin temu

Wyrzucił mnie, oskarżając o chorobę dziecka: „Nie jesteś matką, tylko przekleństwem”.

— Co ty narobiłaś?! Przez ciebie dziecko zachorowało! Wynoś się! Natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! — wrzeszczał, a w jego głosie nie było śladu wątpliwości. Tylko wściekłość i oskarżenia.

Tak Tomek postawił kropkę. Nie w rozmowie — w naszej rodzinie.

Był pewien: wszystko, co działo się z synem, to moja wina. Gorączka, kaszel, łzy dziecka — wszystko rzekomo przeze mnie. Że jestem złą matką, iż nie dopilnowałam, iż „zawsze wszystko psuję”. I nie dało się go przekonać. Nie słyszał, nie chciał słyszeć.

Przywarłam do ściany w korytarzu, gdy miotał się po mieszkaniu, trzaskając drzwiami, w furii przekładając dziecięce ubrania. W drugim pokoju leżał nasz synek — rozpalony, śpiący, słaby. Spędziłam z nim całą noc, poiłam, zbijałam gorączkę, nie odstępowałam na krok. A teraz — „wynoś się”.

Gdy Tomek ułożył malca, podszedł do mnie. Na twarzy — chłód. W oczach — lodowata determinacja.

— Czemu jeszcze tu jesteś? Mówiłem: znikaj. Zapomnij o dziecku. Nie potrzebuje takiej matki. I żebym cię więcej nie widział.

Nie krzyczałam. Nie kłóciłam się. Tylko szeptałam, iż kocham syna, iż mogę się zmienić, być lepsza. Błagałam, żeby się zatrzymał. Ale nie słuchał.

— Tylko przeszkadzasz. Tylko mu szkodzisz, Kasia — rzucił jak z procy. — Już wszystko rozumiem.

Spakował mój plecak. W milczeniu otworzył drzwi. I wskazał wyjście.

Nie pamiętam, jak znalazłam się na ulicy. Wszystko przed oczami wirowało. Było zimno, dłonie mi drżały, w głowie huczała tylko jedna myśl: „Zostawiłam syna… Wyrzucono mnie z życia mojego dziecka”.

Tomek nie odebrał następnego dnia. Nie odezwał się przez tydzień. Zablokował mnie wszędzie.

Pisałam wiadomości, dzwoniłam do jego matki, prosiłam, żeby choć pozwolili mi zobaczyć synka. Nikt nie odpowiadał. Jakbym przestała istnieć.

Jestem matką. Nosiłam tego chłopca pod sercem dziewięć miesięcy. Urodziłam go, śpiewałam mu kołysanki, byłam przy nim w nieprzespane noce, trzymałam go na rękach, gdy bolały go ząbki.

A teraz — jestem „nikim”.

Tomek uznał, iż ma prawo odebrać mi dziecko. Nie sąd, nie opieka społeczna. Po prostu mężczyzna, urażony tym, iż dziecko się przeziębiło.

A przecież naprawdę nie byłam winna. To zwykłe przeziębienie. Jesień, przeciągi, przedszkole, gdzie wszystkie dzieci kichają. Ale dla Tomka stało się to pretekstem. Pretekstem, by dobić. By oskarżyć.

Nie wiem, jak to się skończy. Ale nie poddam się. Znajdę sposób. Choćby przez sąd, choćby po latach — ale odzyskam syna.

Bo jestem mamą. A bycie mamą to nie stanowisko tymczasowe. To na całe życie. choćby jeżeli twoje życie nagle zostało za zamkniętymi drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału