**Dzisiaj zrozumiałem, czym jest szczęście**
Wracając do domu, Marianna dziękowała losowi, iż przynajmniej jej starsza córka, Kinga, będzie szczęśliwa. Sama nie miała w życiu łatwo, ale nie żałowała niczego. Wierzyła, iż wszystko dzieje się tak, jak powinno.
— Przeznaczeniem było spotkać Igora, pokochać go i wyjść za niego za mąż. Urodziłam Kingę, ale on marzył o synu. Chciałam go ucieszyć, zaszłam w ciążę i urodziłam Dominika. Po jego narodzinach zaczęły się kłopoty. Dominik urodził się niepełnosprawny, skazany na wózek inwalidzki. Marianna westchnęła ciężko, otwierając drzwi do klatki schodowej.
Pewnego dnia zebrała siły i postanowiła:
— Płacz nie pomoże, trzeba wychować dzieci. Nikt za mnie tego nie zrobi. To moje życie, mój ból.
Kinga poszła do przedszkola, potem do szkoły. Z Dominikiem ćwiczyła, wkładając w niego całą swoją miłość. Chłopiec uwielbiał matkę i siostrę, dorastał. Kinga wieczorami zajmowała się bratem, dając matce chwilę wytchnienia. Tak żyli we trójkę — dzieci w cieple matczynej miłości. Marianna znalazła pracę zdalną, by być przy synu. Kinga dorastała i pomagała. Czas mijał.
Gdy otworzyła drzwi mieszkania, zobaczyła córkę kręcącą się przed lustrem w sukni ślubnej. Patrzyła na Kingę z dumą, łzy napływały do oczu. Jej mała dziewczynka wyrosła na piękną kobietę. Wychowała ją, dała wykształcenie, a teraz Kinga wychodziła za mąż za Marcina — dobrego chłopaka, samodzielnego, z własnym mieszkaniem.
— Kingo, jakaż z ciebie piękność! Marcin oniemieje, gdy cię zobaczy. Ale czy nie za wcześnie kupiłyśmy suknię? Dawniej mówiono, by z tym nie śpieszyć.
— Mamo, znowu psujesz mi humor! — odparła Kinga, zdejmując suknię. — Marcin ma znajomych w urzędzie, więc gwałtownie nas pobiorą.
Marianna poszła do pokoju syna, ucieszył się na jej widok. Po chwili wyszła do kuchni, myśląc: *Jak gwałtownie Kinga dorosła… Marcin wydaje się porządnym człowiekiem. Matczyne serce nie myli się.* Przypomniała sobie, jak Marcin powiedział stanowczo:
— Kocham pani córkę i zapewniam, iż niczego jej nie zabraknie. Chcę urządzić huczne wesele, ale proszę się nie martwić — wszystko opłacę.
— Dzięki Bogu za takiego zięcia — pomyślała.
Kilka dni przed ślubem Marianna źle się poczuła. Lekarz kazał zrobić dodatkowe badania. Bała się najgorszego — co stanie się z Dominikiem? Powiedziała o tym córce.
— Mamo, wszystko będzie dobrze. Jak pójdziesz do szpitala, zostanę z Dominikiem.
— Ale ślub? — spytała z niepokojem.
— Marcin przełoży datę.
I przełożył. Gdy Marianna leżała w szpitalu, dręczyły ją myśli o synu. Lekarz w końcu przyszedł z wynikami:
— Proszę się nie martwić, to łagodna zmiana. Życie pani nie jest zagrożone.
W drodze do domu znów się zaniepokoiła: *Może coś ukrywa?* Kinga czekała w domu.
— Co powiedział lekarz?
Marianna podzieliła się wątpliwościami, ale córka ją uspokoiła:
— Wszystko będzie dobrze.
Mimo to Marianna nie mogła przestać myśleć o przyszłości syna. Kilka dni później poprosiła Kingę:
— Obiecaj, iż jeżeli coś mi się stanie, nie zostawisz Dominika.
— Mamo, ile razy mam powtarzać? Kocham go i nigdy nie opuszczę.
— Będę spokojna, jeżeli formalnie zostaniesz jego opiekunką.
Kinga zgodziła się, ale gdy powiedziała o tym Marcinowi, ten wybuchnął:
— Masz zamiar poświęcić życie dla inwalidy? A nasze dzieci? Znajdę mu wygodny dom opieki!
Kinga oniemiała. Spakowała walizkę i wyszła.
— Wracaj do Marcina — błagała Marianna. — Nie chcę niszczyć twojego szczęścia.
— jeżeli mnie kocha, zaakceptuje moją rodzinę.
Tymczasem Marcin nie spał całą noc. Zaczynał rozumieć swoją pomyłkę. *Czy naprawdę jestem takim egoistą?* Przyszedł do nich z pokorną miną.
— Przepraszam… Zrozumiałem, jak bardzo was skrzywdziłem.
Kinga spojrzała na niego, a Dominik uśmiechnął się radośnie.
— No to herbata! — zawołała Marianna, nalewając napar do filiżanek. Patrzyła, jak Kinga i Marcin bawią się z Dominikiem, i poczuła coś, czego dawno nie doświadczyła — spokój. Dzisiaj zrozumiałem, czym jest szczęście. Wystarczy mieć przy sobie tych, których kochasz.