Oto prawdziwa zmora na all inclusive. O co chodzi z dziećmi z ręcznikami na głowie

mamadu.pl 8 godzin temu
Coraz częściej na urlopie all inclusive widzimy dzieci, które zamiast bawić się w basenie, siedzą z telefonem w ręku, przykrywając głowę ręcznikiem, by ochronić się przed słońcem. Kilkulatki oglądające YouTube na leżakach, tuż obok rodziców odizolowanych od otoczenia – to smutna, letnia rzeczywistość. Czy naprawdę po to jedziemy na rodzinne wakacje, by nasze dzieci spędzały je wpatrzone w ekrany?


Dzieci z ręcznikami na głowie przy hotelowym basenie


Moja znajoma właśnie jest z partnerem na wakacjach. Takich, wiecie – z palmami, słońcem, drinkami z parasolką i oczywiście basenem. Jest w jakimś egipskim hotelu all inclusive, czyli w miejscu, gdzie dzieci powinny mieć raj: dmuchańce, zjeżdżalnie, lody na wyciągnięcie ręki i basen do woli.

Na początku była trochę zirytowana, bo sama nie ma dzieci i bała się, iż będzie głośno, a ona wcale nie odpocznie. Ale zamiast śmiechu i chlapania, każdego dnia widziała tylko dzieci wpatrzone w ekrany.

Kilkulatki, które nie bawią się w wodzie, tylko siedzą obok na leżakach, z ręcznikami na głowie (żeby nie raziło je słońce) i z telefonem w ręku. Niektóre grają w gry, inne oglądają kolejne filmiki na YouTubie.

Zszokowana napisała o tym na naszej grupie dla znajomych. Dodała: "Może nie mam prawa oceniać, ale serio? Przecież to wygląda jak jakiś absurd". I ja, matka dwóch chłopców, którzy jeszcze nie mają swoich telefonów i jeszcze trochę ich nie dostaną – zgadzam się z nią całkowicie.

Oczywiście nie chcę wyjść na świętą. Sama czasem pozwalam moim dzieciom coś na moim telefonie, ale zwykle włączamy coś razem w kryzysowych sytuacjach np. długiej kolejce do lekarza. Ale na wakacjach? Na basenie? Gdzie powinien być ruch, woda, śmiech, radość?

Rodzice pozwalają dzieciom dla świętego spokoju


Nie rozumiem, dlaczego ktoś jedzie z dzieckiem do takiego miejsca, żeby potem ono przez pół dnia siedziało w ekranie. I nie mówię tu o nastolatkach – mówię o maluchach, które powinny się bawić, biegać, budować zamki z piasku i taplać się w brodziku.

Rozumiem zmęczenie rodziców, którzy na te telefony czasami przyzwalają. Wiem, jak bardzo rodzice potrzebują chwili spokoju. Ale czy naprawdę taka ma być tego cena? Że dajemy dzieciom telefon, a one – zamiast zbierać wakacyjne wspomnienia – oglądają filmik, jak ktoś rozpakowuje slime’a? I to przez trzy godziny dziennie?

Z przerażeniem myślę o tym, co będzie dalej. Moi chłopcy mają 5 i 7 lat. Na razie nie proszą o swoje telefony. Używają konsoli do grania raz na jakiś czas i tylko pod kontrolą rodziców. Ale wiem, iż ten moment kiedyś nadejdzie. Dlatego coraz częściej zastanawiam się, jak ich nauczyć mądrego korzystania z ekranów? Tak, żeby nie stało się to główną atrakcją wakacji, życia, dzieciństwa.

Widok dzieci z ręcznikami na głowie i telefonem w ręku to dla mnie smutny znak czasów. I bardzo wyraźny sygnał, iż my – rodzice – musimy zacząć działać, zanim będzie za późno. Bo nie chodzi tylko o to, iż ekran to zło. Chodzi o proporcje. O to, żeby dziecko umiało też po prostu żyć. Cieszyć się chwilą. Nudą. Basenem i lodem na patyku.

Chciałabym, żeby moje dzieci potrafiły siedzieć na leżaku i patrzeć w chmury. Żeby na urlopie wyciągały mnie do wody, a nie ciągnęły za rękaw, żeby włączyć im jeszcze jeden odcinek bajki. Żeby wspomnienia z dzieciństwa nie miały pikseli z Minecrafta, tylko prawdziwe kolory, zapachy i dźwięki.

Idź do oryginalnego materiału