Pasożytniczy zięć, czyli jak moja córka zamieniła rozsądek na miłość

newsempire24.com 1 tydzień temu

Zięć-pasożyt, czyli jak moja córka zamieniła zdrowy rozsądek za miłość

Gdy moja Ewa po raz pierwszy przyprowadziła swego adoratora do naszego domu, serce zamarło mi z niepokoju. Coś w spojrzenu tego zarozumiałego młodzieńca, w jego sposobie bycia, w tej sztucznej pewności siebie od razu mnie zaniepokoiło. To nie mężczyzna, a paw – strojny, gadatliwy, z uśmiechem od ucha do ucha, ale pod tą błyskotliwą fasadą kryła się pustka. Nieodpowiedzialny, lekkomyślny, wiecznie wszystkiemu niezadowolony. Zmieniał pracę częściej niż ludzie zmieniają buty na sezon. Tu płacą za mało, tam szef jest “nierozsądny”, a gdzie indziej grafik “nie pasuje”. Słowem – zawsze winni są wszyscy wokół, tylko nie on.

Próbowałam otworzyć córce oczy. Płaкаłam, błagałam, tłumaczyłam, iż mąż powinien być podporą, szczególnie w małżeństwie. ale Ewa, oślepiona uczuciem, nie słyszała mnie. Jej ojciec tylko machnął ręką: “Dorosła, niech sama nabiera doświadczenia, naszym zadaniem jest być obok”. I ja starałam się pogodzić z tym wyborem. W końcu szczęście córki było ważniejsze niż moje przeczucia. Ale jak zachować spokój, gdy przez lata wychowywałam ją, inwestowałam w nią całe serce, a ona nagle wiąże życie z tym leniwym obibokiem?

Zrobiliśmy dla niej wszystko: skończyła prestiżową uczelnię w Warszawie, kupiliśmy jej mieszkanie, podarowaliśmy solidny samochód. Wszystko, by miała łatwe i wygodne życie. A ona – proszę bardzo! – w wieku dwudziestu pięciu lat wychodzi za mężczyznę, który nie potrafi niczego poza narzekaniem.

Wesele jednak się odbyło. Byłam na nim, ale bez euforii – tylko dla Ewy. Potem rozpoczęło się ich wspólne życie. Z początku wydawało się znośne. Dopóki Ewa pracowała, jakoś się trzymali. ale gdy tylko poszła na urlop macierzyński – zaczęło się. Telefony: “Mamo, pomóż, potrzebujemy pieniędzy na jedzenie…” Oczywiście pomagałam. Moja ukochana córka, rozumiałam, jak ciężko jest być młodą matką. Ale przecież ma męża! Gdzie on jest w tym wszystkim?

Wkrótce stało się jasne. Zięć znowu rzucił pracę. Nie dlatego, iż trudno znaleźć zatrudnienie. Po prostu nie chciał. Leżał w domu, z telefonem lub przed telewizorem, i wymyślał wymówki. Jego rodzice mieszkali occlusion gdzieś w okolicach Białegostoku, choćby nie pojawili się na ślubie, zero pomocy z ich strony. Wszystko spadło na nas.

Długo milczałam. Wiedziałam – każde słowo przeciwko ukochanemu Ewy oznacza konflikt. ale w końcu nerwy odmówiły posłuszeństwa. Powiedziałam im wszystko prosto w oczy: “Ty, Krzysztofie, jesteś dorosłym mężczyzną, a zachowujesz się jak nastolatek. Nie chcesz pracować, nie potrafisz utrzymać rodziny. Po co w ogóle jesteś?”

Po tej scenie Ewa wpadła w złość, urządziła awanturę. Krzysztof nagle “przypomniał sobie”, iż jest mężczyzną, i znalazł pracę. Lecz, jak zwykle, starczyło go na kilka tygodni. Potem znowu zrezygnował – “nerwowa atmosfera”, “źli ludzie”, “za mała pensja”. Ewa, jak nakręcona, znów zaczęła go usprawiedliwiać: “Nie rozumiesz, mamo, tam naprawdę był okropny szef…”

Aż pewnego dnia, gdy przyjechałam do nich z zakupami, znów zobaczyłam go na kanapie z pilotem, a córkę – z dzieckiem na rękach i sińcami pod oczami. I wtedy pękłam. Zaproponowałam po raz kolejny: “Może chociaż jako kurier? Masz prawo jazdy, samochód też jest.” Spojrzał na mnie, jakbym kazała mu ładować węgiel z Ukraińcami. Powiedział, iż to “nie dla niego”. Spytałam: “A zajmowanie się dzieckiem jest dla ciebie?” Usłyszałam, iż “to też nie męska rzecz”.

Wtedy podjęłam decyzję. Twardą. Niepopularną. Ale jedyną słuszną: “Albo wstaniesz z kolan i weźmiesz odpowiedzialność, albo pomocy od nas już nie będzie. Nie zamierzamy cię dłużej ciągnąć.” Ewa znów się occlusion wściekła, oskarżyła nas o brak serca. Mówi: “Nie rozumiecie, ja go kocham!” Tak, już od trzech lat “nie rozumiemy”. Ale może czas, by ona zrozumiała siebie?

Córki i wnuczki nie porzucimy. Zawsze przyjmiemy, nakarmimy, pomożemy. ale zięć… Ten temat jest dla nas zamknięty. Nie jesteśmy organizacją charytatywną. Mąż w pełni mnie poparł. choćby powiedział: “Lepiej sama, niż z takim balastem.” Mamy nadzieję, iż Ewa prędzej czy później się ocuci. Choćby dla dziecka.

A na razie… Uczymy się kochać córkę na odległość – tak, by nie cierpieć samym. Bo jeżeli ona sama nie zobaczy, w jaką bagno wpadła – nikt jej nie pomoże.

Idź do oryginalnego materiału