**Idealna żona**
Od studiów Marcin wiedział, iż ożeni się z kobietą spokojną i zrównoważoną. Taka była idealna na żonę. Ale spotykał się z innymi żywiołowymi, gadatliwymi, niektóre od razu chciały kwiatów, prezentów i restauracji. Skąd biedny student miał na to pieniądze? Więc selekcjonował, analizował, która jest która.
Pod koniec studiów związał się z Eweliną inteligentną, cichą pedantką. Od razu było widać, iż dba o każdy szczegół.
„Krzysiu, chyba czas się ożenić” mówił przyjacielowi. „Ty już rodzinę masz, a u was niedługo powiększenie.”
„No w końcu, Marcin! Od miesięcy ci to powtarzam. To na Ewelinie się zdecydowałeś z mojej grupy? Świetny wybór mądra, piękna, a przede wszystkim spokojna. Zero histerii. Notatki zawsze idealne, pół roku z nich ściągałem…”
„Tak, Krzysiu, myślę, iż to najlepsza opcja. Przynajmniej z tych, które znam” śmiał się Marcin.
Przed dyplomem oświadczył się Ewelinie, a ona się zgodziła.
Ewelina z młodszą siostrą często same były w domu, gdy chodziły do szkoły. Ojciec kierowca TIR-a, wyjeżdżał na długo, matka wracała wieczorem. Gdy Ewelina podrosła, gotowała, sprzątała, sprawdzała lekcje. Choć matka nie zmuszała jej do obowiązków, córka miała to we krwi.
Gdy odwiedzały kuzynkę matki, ciocię Halinę, Ewelina zawsze się dziwiła:
„Jaka tu czystość! Te piękne serwetki szydełkowe… Naczynia lśnią, jakby nikt tu nie mieszkał.”
Nie wiedziała jeszcze, iż właśnie tę cechę odziedziczyła po cioci. U siebie też dbała o porządek, choć nie zawsze wychodziło. Ale zeszyty i biurko perfekcyjne. Na studiach notatki prowadziła wzorowo, zdawała świetnie, zawsze uczesana i elegancka.
Po ślubie zamieszkali w jego małym dwupokojowym mieszkaniu.
„Marcin, masz fart” zazdrościł Krzysztof. „Od razu swoje, żona piękna. My wciąż w wynajętym, a o swoim choćby nie marzymy.”
Ewelina postanowiła stworzyć idealny dom. Jak u cioci Haliny. Pedantka do szpiku kości.
Nikt jej nie wytłumaczył, iż ważniejsze od czystości są relacje. Zrozumiała to dopiero po życiowej lekcji.
Byli przeciwieństwami. Marcin hałaśliwy, towarzyski, dusza imprezy. Ewelina cicha, wolała haft, czytanie.
Przed narodzinami syna tolerowała jego wyjazdy na łono natury, choć nie czuła zachwytu.
„Ewelina, jutro jedziemy nad jezioro. Namiot, ryby, grill. Pakuj się.”
„Marcinku, nienawidzę tych komarów i spania na ziemi. To antyhigieniczne” protestowała, ale wiedziała, iż i tak pojedzie.
Gdy była w ciąży, odmawiała, a on rozumiał. Zamiast tego urządzała gniazdko, dbała o zdrową dietę.
„Ewelin, u ciebie jak w szpitalu!” dziwiła się przyjaciółka Ola. „Jak ty to robisz? Ja ledwo nadążam za bałaganem moich chłopaków. Mąż ich zabiera, żebym odpoczęła. Twój to powinien cię na rękach nosić!”
Marcin bywał natarczywy, czasem ciągnął ją do sypialni, a ona się opierała:
„Muszę uprasować pościel, inaczej się zmięta.”
„Kochanie, czy naprawdę musisz? Czasem czuję się tu jak w laboratorium” mówił, całując ją w szyję.
„Nie podoba ci się czystość?”
„Podoba, ale chyba przesadzasz” i znów próbował ją przekonać.
Pewnego wieczoru oznajmił:
„Jedziemy w weekend na narty. Będzie sauna, grill. Odpoczniesz.”
„Co ty?! Jestem w szóstym miesiącu! A jeżeli się przeziębimy?”
„Boże, jaka z ciebie maruda” wzdychał.
Gdy urodził się Bartek, oszalała na punkcie sterylności. Wróciła do pracy, ale niedługo.
„Marcinku, chyba znów jestem w ciąży” powiedziała pewnego dnia.
Nazajutrz lekarz potwierdził.
„Wiedziałem, po twojej minie” uśmiechnął się Marcin.
Gdy przyszła na świat Zosia, znów tonęła w praniu i sprzątaniu.
„Ewelina, zmieniasz się w kwokę” narzekał. „Tylko dzieci, parówki i czystość. Te twoje parówki… Usmaż coś normalnego.”
„To niezdrowe, zwłaszcza dla dzieci” odpowiadała.
Kłótnie stały się rutyną.
„Pojedźmy gdzieś sami. Dzieci do mamy.”
„U twojej matki dwa psy i kot! Wszędzie sierść!”
„Ja już nie mogę… Inni jeżdżą z rodzinami, a my…”
Gdy Zosia poszła do przedszkola, Ewelina poczuła, iż oddalają się od siebie.
„Dlaczego nie rozmawiamy? Przecież jestem idealną żoną” myślała.
Gdy to powiedziała głośno, Marcin wybuchnął:
„Tak, idealna i nudna jak flaki z olejem.”
Wyjeżdżał sam, a ona sprzątała. Aż pewnego dnia żałowała, iż nie poszła za nim.
Samotny mężczyzna zawsze zwraca uwagę innych kobiet. A Marcin był przystojny, dowcipny i Ania, koleżanka Krzysztofa, to zauważyła.
Ich romans trwał prawie rok, a Ewelina nie podejrzewała. Ale czuła, iż coś jest nie tak. Pewnego wieczoru postanowiła porozmawiać.
„Marcinku, musimy pogadać. Coś się psuje.”
„Też tak myślę. Jutro wyprowadzam się. Do Ani.”
„Co?!”
„Tak. Dawno to przeczuwałeś, ale ty… No cóż. Jutro jadę.”
Była w szoku.
„Jak to? Przecież nasz dom jest idealny!”
„Tak, sterylny. Ale ja potrzebuję kobiety, która mnie wspiera. Jesteś świetną matką, ale dla mnie za mało.”
Odszedł. Siedziała na kanapie, przeglądając życie.
„Na co zmarnowałam tyle lat? Na czystość i parówki? Nie zauważyłam, iż go zaniedbywałam.”
Minął czas. Przyzwyczaiła się do samotności. Marcin pomagał, zabierał dzieci do parku, do kina.
Pewnego dnia zobaczyła go z Anią w centrum handlowym. Śmiali się, trzymali za ręce. Tamta miała iskry w oczach.
„Ona jest moim przeciwieństwem. Moje życie jest takie płaskie…”
Pewnego dnia Bartek powiedział:
„Mamo, tata mieszka u babci. Rozstał się z ciocią Anią.”
„Nie wiedziałam” odparła, ale coś w niej dr