Oglądać bajki lubiliśmy, jeszcze zanim urodziły się nam dzieci. Gdy moja starsza córka miała kilka ponad rok, puściliśmy sobie "W głowie się nie mieści". Wyłam, oglądając tę animację i to nie tylko dlatego, iż od czasu pierwszej ciąży bardziej się wzruszam. Choć bajki to może nieoczywisty sposób na szukanie rodzicielskich wskazówek, naprawdę warto!
Przepłakałam pół filmu
Jestem milenialsem i uważam, iż to nasze pokolenie jest bardzo zaniedbane emocjonalnie. "Dzieci i ryby głosu nie mają", "płaczą tylko mazgaje", "dziewczynkom nie wypada się złościć" itd. Nasze dzieciństwo było przepełnione sloganami, które mówiły, iż nie mamy prawa czuć tego, co czujemy. Była euforia (byle nie za duża) i te złe emocje.
Po latach jako rodzice staramy się naszym dzieciom pomóc nie tylko nazywać emocje, ale także je rozumieć, akceptować i sobie z nimi radzić. Nie jest to łatwa sztuka, szczególnie jeżeli człowiek sam się tego dopiero uczy. choćby badania naukowców pokazują, iż osoby, które same nie doświadczały empatii w dzieciństwie, mają utrudnione zadanie jako rodzice.
Wszelkie książki, planszówki czy inne akcesoria naprawdę bardzo pomagają. Ja niejednokrotnie przekonałam się, iż także bajki dla dzieci mogą być świetną wskazówką dla rodziców. Mam na swojej liście kilka takich tytułów, ale od lat pierwsze miejsce na niej zajmuje "W głowie się nie mieści".
Bajka dla rodziców
To ładna animacja, która dla dzieci jest fajna, ale obejrzana wnikliwie przez rodzica może uporządkować w głowie sporo ważnych tematów. Gdy trafiłam na zajawkę drugiej części, wiedziałam, iż nie będziemy czekać i wybierzemy się całą rodziną do kina. Tym bardziej iż od premiery pierwszej części minęło 9 lat, a moje dziecię waśnie wchodzi w podobny etap, co główna bohaterka.
Trzeba przyznać, iż nie ma już tego efektu świeżości, bo motyw jest wciąż ten sam: "Ta sama głowa i ten sam sposób działania. Są jedyne nowe emocje" – przeczytałam gdzieś w internecie. Tyle iż z perspektywy rodzica młodszego nastolatka, to zdecydowanie nie są "tylko" nowe emocje. Choć niektóre podobne, to jednak zupełnie inne i wszystkie potrzebne.
Nie będę zradzać samej fabuły, ale uważam, iż to obowiązkowa lektura zarówno dla dzieci jak i rodziców. Twórcy w sprytny sposób pokazali ten cały remanent, który dzieje w dziecięcej głowie w okresie dojrzewania (przecież zmienia się nie tylko ciało). Te nowe emocje nie są łatwe dla nas, rodziców. Historia Riley przypomina, iż jest to także trudne dla naszych dzieci.
Myślę, iż to również przypominajka, iż w pędzie życia sami za rzadko "zaglądamy" do własnej głowy i zastanawiamy się nad tym, co tak naprawdę czujemy.