Piją alkohol, gapią się w telefon, a dzieci giną. Ratownik zszokowany zachowaniem rodziców na plaży

mamadu.pl 1 dzień temu
Woda w Bałtyku jest w tym roku wyjątkowo ciepła, pogoda się w końcu poprawiła, więc plaże znów zaroiły się od wczasowiczów. A to oznacza, iż więcej roboty mają ratownicy. Niestety, spora część ich interwencji to skutek nieodpowiedzialności rodziców. „Nie ma dnia, żebyśmy nie musieli ogłaszać z wieży zaginięcia dziecka” – opowiada ratownik z Ustronia Morskiego.


Rodzic to też człowiek. Kiedy wyjeżdża na urlop z dziećmi, to chce odpocząć – poleżeć, poopalać się, poczytać. Niektórym jednak "tryb relaks" wchodzi tak mocno, iż zapominają o całym bożym świecie. Także o własnych dzieciach.

Maluch się gubi, a rodzice... choćby tego nie zauważają


Można pomyśleć, iż to incydenty, iż w tłumie plażowiczów zawsze znajdzie się ktoś, kto straci dziecko z oczu. I niech pierwszy rzuci kamieniem rodzic, który nigdy na plaży nie szukał nerwowo swojej pociechy.

Tyle iż to nie są odosobnione przypadki. Tak przynajmniej twierdzi Piotr Foltyn, który jest ratownikiem WOPR od ponad 50 lat, a w tym roku pilnuje plaży w Ustroniu Morskim. "Praktycznie w czasie słonecznej pogody nie ma dnia, żebyśmy nie musieli ogłaszać z wieży zaginięcia dziecka. Na szczęście w miarę gwałtownie się one odnajdują” – wyznał w rozmowie z "Faktem".

Co gorsza, w wielu przypadkach rodzice nie szukają dziecka. Bo żeby szukać, trzeba najpierw się zorientować, iż malucha nie ma. "Rodzice choćby nie zauważają zniknięcia ich pociech! Zdarza się, iż ratownik, widząc malucha idącego brzegiem morza, zauważa, iż jest on sam, bez opiekuna. Pytany, nie ma pojęcia, gdzie są jego najbliżsi" – wyznaje ratownik.

Zbyt pijani lub zajęci telefonem, by upilnować dzieci


Dlaczego niektórzy rodzice nie zauważają, iż dziecko się gdzieś zawieruszyło? Przyczyną są dwaj nieodłączni towarzysze plażowania. Pierwszy to alkohol. Wypicie dwóch trzech piw w słoneczny dzień skutecznie "ogranicza widoczność".

"Ostatnio miałem taki przypadek, iż musieliśmy zwracać uwagę dwóm parom rodziców. To byli ludzie po trzydziestce. Wszyscy nietrzeźwi. Panowie już ledwo stali, a panie, tłumaczyły, iż przecież one tyle nie piły, bo mają dzieci pod opieką. Po prostu ręce opadają" – wspomina ratownik. Ta interwencja skończyła się wezwaniem policji.

Druga przyczyna tego, iż rodzice tracą z oczu swoje dzieci, to telefony. Z obserwacji Foltyna wynika, iż gapienie się w ekran to jeden z popularniejszych sposobów spędzania czasu w plaży.

Efekt jest taki, iż niektóre maluchy potrafią przemierzyć kawał plaży, aż rodzice się zorientują, iż dziecka nie ma. "Jedno dziecko przeszło w ten sposób ponad dwa kilometry, zanim się zorientowaliśmy, iż porusza się bez opieki" – opowiada szef kąpieliska w Ustroniu Morskim.

Czerwona flaga? A niech sobie wisi


Inny powszechny grzech plażowiczów, także rodziców, to ignorowanie ostrzeżeń. Czerwona flaga wywieszana z powodu zakwitnięcia sinic, zbyt wysokich fal czy prądów wstecznych, nie dla wszystkich jest wystarczającym sygnałem, iż wchodzić do wody nie można.

Niektórzy zakaz łamią pod nosem ratowników, inni idą na plaże niestrzeżone. Bo tam już WOPR nie pilnuje. A potem się okazuje, iż na szczęście ratownik jednak wypatrzył takich delikwentów. "Czasami kilka razy dziennie wyciągamy z wody tych, którzy stwierdzili, iż kąpiel w falach jest wspaniała" – zżyma się Piotr Foltyn.

Źródło: "Fakt"


Idź do oryginalnego materiału