**Prezent**
Grażyna przeszła po mieszkaniu, upewniając się, iż wszystko wyłączyła i zostawia porządek. Uwielbiała wracać do czystego lokum. Po co adekwatnie wyjeżdżała ze swojego wygodnego raju? I tak żyła jak w sanatorium – robiła, co chciała. Ale jeżeli nie pojedzie, córka się obrazi. Wyjazd nad morze to jej prezent dla Grażyny na urodziny.
Westchnęła, wyciągnęła walizkę na klatkę i zamknęła drzwi na dwa zamki. Potrząsnęła klamką, sprawdzając, czy na pewno są zamknięte, po czym zadzwoniła do sąsiadki.
— Już wyjeżdżasz? — zapytała Krysia.
— Tak, przyniosłam klucze. — Grażyna niechętnie podała jej wiązkę kluczy.
— Nie martw się, podleję kwiaty i dopilnuję wszystkiego. Odpoczywaj i niczym się nie przejmuj — zapewniła Krysia. — Masz szczęście do córki, kupiła ci tę wycieczkę, korzystaj, mamo. A mój Jarek tylko o butelce myśli. Miał rodzinę, mieszkanie, wszystko przepił…
Grażyna współczuła sąsiadce, ale dopiero teraz dotarło do niej, iż może być ryzykowne zostawianie jej kluczy. A nuż Jarek wpadnie na pomysł, żeby się włamać? Nic wartościowego nie miała, ale każdą rzecz szkoda, jeżeli zniknie. W dodatku nieprzyjemne, gdy ktoś grzebie w jej rzeczach. Żałowała, iż nie umówiła się z kimś innym na doglądanie mieszkania. Ale już za późno, by coś zmieniać. I nie chciała urazić Krysi brakiem zaufania. Ile razy już jej pomagała?
Sąsiadka zauważyła wahanie na twarzy Grażyny.
— Nie martw się, schowam klucze, Jarkowi nic nie powiem. Jedź spokojnie. Wszystko będzie dobrze — obiecała.
Grażyna skinęła głową i ruszyła z walizką w stronę schodów.
— Z Bogiem! — krzyknęła za nią Krysia, zamykając drzwi.
Na dworzec Grażyna poszła pieszo. Po co brać taksówkę na dwa przystanki? A do autobusu z walizą tylko ludzi będziesz męczyć. Przeszła tunelem na peron, gdzie stał pociąg. Zaczęła szukać dziewiątego wagonu. Znalazła i zatrzymała się. Będzie tu czekać, żeby nie biegać w ostatniej chwili.
*A jeżeli numery wagonów są od drugiego końca?* — przemknęło jej przez głowę. *Ale nic, konduktor zwykle ogłasza, zdąży się przejść*, uspokoiła samą siebie.
Tydzień temu córka niespodziewanie wpadła i oznajmiła, iż postanowiła wręczyć prezent urodzinowy wcześniej, żeby Grażyna zdążyła się przygotować.
— Jesteś w ciąży? — spytała wtedy.
Drugie dziecko to oczywiście dobrze, ale pierwsze ma ledwo rok. Ledwo wyszli z pieluch, za wcześnie na kolejne.
— Nie, nie w ciąży. Kupiłam ci wycieczkę na urodziny. Pociąg wieczorem jedenastego, przedział. Masz. — Wyciągnęła kopertę. — Masz tydzień, żeby się spakować.
— Jak? Sama? Bez was? Co ty wymyśliłaś? W sam dzień urodzin! A goście? A przyjęcie? Nie, nigdzie nie jadę. Oddaj bilety — zdecydowanie oświadczyła Grażyna.
— Mamo, specjalnie tak zaplanowałam, żebyś nie stała cały dzień w kuchni jak przy taśmie. Chciałam, żebyś miała prawdziwe święto — spotkanie z morzem. Kiedy ostatnio byłaś nad Bałtykiem? choćby nie pamiętasz. To prezent ode mnie i od Piotra. Rób z nim, co chcesz — powiedziała urażona córka. — Jak nie chcesz nad morze, siedź w domu, ale biletów nie oddam. Jak zajdę w ciążę, to przez kilka lat możesz zapomnieć o wyjazdach. Znalazłam fajny pensjonat, tuż przy plaży — przekonywała.
No i co było robić? Pomarudziła, iż bez jej zgody wszystko zorganizowali, ale zaczęła się pakować.
I tak Grażyna znalazła się na dworcu. Z takich wyjazdów, zwłaszcza sama, więcej było nerwów niż radości. Tylko zamartwianie: czy zdąży na pociąg, kto będzie w przedziale, jak się urządzi… A w jej wieku stresy nie są zdrowe.
Gdy konduktor ogłosił przyjazd pociągu i numery wagonów od tyłu, Grażyna odetchnęła. Wszystko dobrze obliczyła. niedługo usłyszała gwizd nadjeżdżającego składu. Złapała mocniej walizkę, w drugiej ręce trzymając dokumenty. Obok stali inni podróżni z bagażami.
Pociąg przeleciał obok, aż w końcu pokazał się koniec składu. Grażyna miała ochotę rzucić się biegiem za wagonami. Wciąż się bała, iż pociąg przejedzie za daleko, a ona nie zdąży w dwie minuty dobiec do swojego wagonu. Ale w końcu skład stanął, drgnął i zamilkł. Konduktorka dziewiątego wagonu otworzyła drzwi dokładnie przed Grażyną, przetarła poręcz ścierką i przygotowała się do sprawdzania biletów.
Grażyna jako pierwsza podała dokumenty, weszła do środka, zajęła swoje miejsce w przedziale, usiadła na leżance i odetchnęła. No to pół drogi za nią — jest w pociągu.
Pociąg znów drgnął i ruszył, nabierając prędkości. Drzwi z hukiem odsunęły się na bok i do przedziału weszły trzy dziewczyny. Od razu zrobiło się głośno i ciasno. Grażyna wyszła do korytarza, dając im się rozpakować.
Za oknami migały lasy i pola, połyskiwała tafla jezior. Noce w lipcu krótkie — zanim się ściemni, już świta. Dziewczyny, śmiejąc się, przeszły obok niej do sąsiedniego wagonu. Grażyna wróciła do przedziału, przebZ uśmiechem wyciągnęła z torebki kartkę z numerem telefonu, którą dostała w pociągu, i postanowiła zadzwonić do tamtego mężczyzny – może jednak warto dać szansę nowemu spotkaniu.