Syn jest tak podporządkowany żonie, iż spotyka się ze mną tylko po kryjomu.
Ja, Katarzyna Nowak, wychowywałam swojego syna, Jakuba, sama. Może sama jestem winna, iż wyrósł na takiego zależnego od żony, ale ta myśl rozrywa mi serce. Moja przyjaciółka z dzieciństwa, Agnieszka, powiedziała mi wprost: „Za bardzo go rozpieszczałaś”. Jej słowa bolały, ale zmusiły mnie do refleksji. Teraz mieszkam w małym miasteczku pod Poznaniem, rzadko widując syna i wnuczkę, bo jego żona, Kinga, całkowicie go sobie podporządkowała, a ja stałem się obcą w ich życiu.
Jakub urodził się, gdy już dawno zapomniałam o jego ojcu, z którym żyłam w związku nieformalnym przez cztery lata. Mój ojciec, przedsiębiorca z sukcesami, podarował mi mieszkanie po szkole, żebym czuła się niezależna. W młodości moje mieszkanie było centrum imprez, ale wszystko się zmieniło, gdy go poznałam. Miłość wydawała się wieczna, ale ciąża była zaskoczeniem. Nie zastanawiałam się, czy rodzić – w snach już trzymałam dziecko na rękach. Ojciec Jakuba próbował odzyskać moją uwagę, ale odsunęłam się. Rozstaliśmy się przed porodem. Rodzice namawiali, by ratować związek dla syna, ale ja upierałam się: „Będę mu i matką, i ojcem”. Ojciec machnął ręką: „Twoje życie”.
Gdy Jakub miał siedem lat, mój ojciec zmarł. Do tego czasu niczego nam nie brakowało: zabawki, ubrania, wyjazdy – syn miał wszystko. Nie był rozwydrzony, a przyjaciółki dziwiły się: „Jak wychowałaś takiego spokojnego chłopca, mając te wszystkie pieniądze?”. Odpowiadałam z dumą: „Po prostu go kocham. Jest moim jedynym mężczyzną”. Wtedy nie myślałam, iż mój „jedyny mężczyzna” dorośnie i wybierze inną kobietę, odsuwając mnie na bok. Byłam pochłonięta jego szkołą, później pracą. Żeby Jakub nie trafił do wojska, dogadałam się z komendantem, więc „służył” w jednostce wartowniczej, a ja codziennie nosiłam mu obiady, widząc jego uśmiech.
Po służbie Jakub poszedł na studia, gdzie na trzecim roku poznał Kingę. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, ścisnęło mi się serce. Była piękna, ale jej spojrzenie – władcze, zimne – budziło lęk. Od razu wyczułam: ta dziewczyna go sobie podporządkuje. I tak się stało. Stał się jej cieniem, spełniał każdą zachciankę, wydawał wszystkie pieniądze na prezenty, wymyślał niespodzianki, byle tylko ją zadowolić. Kinga nie manipulowała wprost – po prostu pozwalała mu się kochać, a on w niej tonął. Nasze rozmowy ograniczyły się do jego zachwytów nad nią. Widziałam, iż tracę syna, ale tłumiłam ból, starając się być miła dla synowej.
Przed ślubem Kinga przedstawiła swoje warunki: wesele miało być wystawne. Wydałam prawie całe oszczędności, by jej dogodzić. Ale to nie wystarczyło – przepisałam na Jakuba swoje mieszkanie, przeprowadzając się do matki. Ta decyzja okazała się błędem. Gdy Kinga dowiedziała się, iż mieszkanie należy tylko do syna, zrobiła awanturę. Następnego dnia Jakub pobiegł do notariusza i przepisał je na nich oboje. Poczułam, jak ziemia ucieka mi spod nóg: moja ofiara nic dla niej nie znaczyła. Od tamtej pory Kinga chowała do mnie urazę, a ja stałam się niechcianym gościem w domu, który kiedyś był mój.
Gdy urodziła się ich córka, Zosia, sytuacja stała się jeszcze gorsza. Kinga całkowicie zawładnęła Jakubem: pracował, utrzymywał rodzinę, a w domu wypełniał każde jej polecenie. Wymyśliła też pretekst, by zabronić mi widywać się z wnuczką. „Zosia ma alergię przez twoje koty – oświadczyła. – Przynosisz sierść na ubraniu, to szkodzi dziecku”. To był absurd, ale Jakub jej uwierzył. Sam mnie poprosił, żebym nie przychodziła, spuszczając wzrok: „Będę wpadał do ciebie czasem”. Jego słowa ciąły jak nóż. Mój syn, którego wychowałam, stał się obcy, podporządkowany żonie, która odgrodziła go ode mnie.
Teraz Jakub odwiedza mnie po kryjomu, jak złodziej. Rozmawiamy pół godziny o niczym, unika mojego spojrzenia, a potem ucieka, bojąc się spóźnić do Kingi. Zosię widuję rzadko – tylko na przedszkolnych przedstawieniach czy pokazach tańca, pod czujnym okiem synowej, która nie pozwala nam się przytulić. Oczy mojej wnuczki już zaczynają przypominać chłodne spojrzenie matki, i to mnie przeraża. Serce pęka z tęsknoty: tracę nie tylko syna, ale i wnuczkę.
Chcę to zmienić, ale nie wiem jak. Kinga zbudowała mur, którego nie da się sforsować. Jakub, mój chłopiec, stał się jej marionetką, a ja – zbędna w ich życiu. Przyjaciółka ma rację: za bardzo go rozpieszczałam, i teraz nie potrafi się mi przeciwstawić. Ale jak to naprawić, nie niszcząc rodziny syna? Każda jego potajemna wizyta to przypomnienie, iż go straciłam. Żyję z tym bólem, marząc, by przytulić Zosię, porozmawiać z Jakubem szczerze, ale Kinga stoi między nami jak nieprzekraczalna granica. I boję się, iż ta przepaść zostanie już na zawsze.