Pokolenie dzieci wychowane w przymusie indywidualizmu. Cierpiały i cierpieć będą

mamadu.pl 6 miesięcy temu
Zdjęcie: Odejście od naturalnych, pierwotnych i intuicyjnych metod wychowawczych już zbiera swoje żniwo w krajach zachodnich. Fot. Pexels.com


Jakiś czas temu w moich mediach społecznościowych gros osób dzieliło się nagraniem, które załączam państwu poniżej. To fragment podcastu, w którym terapeutka rodzinna wyjaśnia, jaki wpływ na intensywność płaczu dzieci i ich zachowanie ma kultura zachodu.


Oddzielenie


Mówi o etosie indywidualizmu, w którym żyjemy od kilku już pokoleń w krajach wysoko rozwiniętych. Mówi o absurdalnej idei, iż jesteśmy samowystarczalni, o odchodzeniu tym samym od rodzin wielopokoleniowych w jednym domu, od społeczności.

O konsekwencjach tych zjawisk dla niemowląt i młodych matek. O osamotnieniu tych drugich, o błędach w podejściu do tych pierwszych. O "absurdalnym pomyśle", iż noworodek nie musi być nierozłączny z matką. O odejściu od naturalnych, pierwotnych i intuicyjnych metod wychowawczych.

Powiedziałabym od siebie więcej: przez lata byliśmy świadkami rozerwania w ogóle połączenia człowieka ze swoimi instynktami, a sposób, w jaki zaczęliśmy jako gatunek ludzki wychowywać dzieci, był tylko jednym z konsekwencji tego rozdzielenia. Pogubiliśmy się bardzo.

Jak pisze Jean Liedloff w swojej kultowej książce*: "Dziecku, które jest trzymane na ręku, nie przeszkadza brak poczucia upływu czasu – czuje się ono po prostu dobrze. Natomiast dla dziecka nietrzymanego na ręku niemożność złagodzenia cierpienia dzięki nadziei (która przecież zależy od poczucia czasu) jest najokrutniejszą próbą".

Na szczęście wracamy do tego, co pierwotnie służyło, a co próbowaliśmy nieudolnie porzucić. Nosimy nasze dzieci przy sercu, rozmawiamy ze sobą nawzajem i z nimi.

Nie porzucajmy rodzin, nie unośmy się gniewem. Nie pokładajmy całej nadziei w technologii, wróćmy do dotyku ludzkich rąk i do pełnych znaczeń spojrzeń.

*Liedloff, J.: W głębi kontinuum. Warszawa, 2010.

Idź do oryginalnego materiału