Parawanowy front nad Bałtykiem. Tu zaczyna się Polska
Nie ma bardziej polskiego symbolu lata niż parawan. Rozstawiany z chirurgiczną precyzją o 6:00 rano, okupowany niczym teren wojskowy, często bez żywej duszy w środku. Bo parawan to nie miejsce – to manifestacja obecności, prawo własności, narodowa linia demarkacyjna: tu zaczyna się moje, więc wara!
Przyjechałam nad morze w zeszły weekend. Każdego dnia obserwowałam, jak turyści rozstawiają swoje "małe osiedla" złożone z czterech parawanów, trzech leżaków, pontonu, wózka i dmuchanego flaminga.
Dzieci bawią się piaskiem, rodzice obserwują sąsiadów, żeby w razie czego szybciej zareagować. Zły wzrok? Krzywe spojrzenie? Gotowi do boju. Na wojnie o plażę nie ma
litości.
Dress code: białe skarpety i sandały
Moda plażowa to temat, który zasługuje na osobny artykuł. Klasyka: mężczyzna 50+, sandały na rzepy, białe skarpety, koszulka bez rękawów i puszka w ręce. Obok partnerka w stroju kąpielowym z epoki disco, z ręcznikiem na ramieniu i torbą z napisem "Miami Beach".
Nastolatki przechodzą obok i nie wiedzą: śmiać się, płakać czy nagrywać TikToka. Ale Polak się nie przejmuje. On przyjechał tu wypocząć, czyli położyć się na ręczniku i wyjść
tylko do budki po gofra z bitą śmietaną. I wszystko to w rytmie muzyki z głośniczka, który ustawił "na całość".
Ponton nie służy do pływania
Nie wiem, kiedy ponton stał się symbolem udanych wakacji, ale wygląda na to, iż niezależnie od lokalizacji, musi być.
Nad jeziorem – ponton. Nad morzem – ponton. W pensjonacie, na balkonie – ponton suszy się obok skarpet. Dzieci najpierw go niosą z dumą, potem z niechęcią, potem rodzice wloką go jak karę boską, bo "skoro przywieźliśmy, to trzeba użyć". A iż nie ma kiedy, nie ma gdzie i nie ma po co – to już inna sprawa.
Pogoda? Detal. Najważniejsze, iż jest urlop
Pada? Przestanie. Wieje? Przejdzie. 16 stopni?
"Dzieciaki, wejdźcie do wody, bo nie po to jechaliśmy sześć godzin, żebyście teraz marudzili!" – to klasyczny cytat polskiego tatusia.
Polacy odpoczywają na twardo. W warunkach ekstremalnych, w hałasie, z tłumem i piaskiem w kanapce. Bo nie chodzi o komfort, tylko o rytuał. I o to, żeby po powrocie do domu móc powiedzieć: "Byliśmy, odpoczęliśmy, fajnie było – tylko ta pogoda do bani".
Na koniec: śmieję się… ale trochę przez łzy
Też jadłam rybę z frytkami pod wiatą w ulewie i też rozstawiałam parawan z wypiekami na twarzy. Ale czy naprawdę o to chodzi w odpoczynku? Czy może już tak głęboko zakodowaliśmy sobie ten wakacyjny survival, iż nie potrafimy inaczej?
I choć śmieję się z tych parawanów, pontonów i kłótni o miejsce na piasku, to jedno wiem na pewno: wakacje w Polsce nie są relaksem. To sport kontaktowy.