Pomysł nauczycielki rujnuje zdrowie dzieci. "To jest nieludzkie!"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Czy naprawdę dzieci muszą nosić te wszystkie książki? fot. Arthur Krijgsman/pexels


Nasza czytelniczka czuje się bezradna, a nie może patrzeć, jak męczy się jej syn i inne dzieci. "Żadne lekcje WF-u czy dodatkowe zajęcia sportowe nie naprawią szkód, jakie dzieciom wyrządzają tacy nauczyciele" – skarży się Natalia. Kobieta prosi o rady, jak załatwić sprawę w placówce, w której zdrowie dzieci nie jest priorytetem.


"Jestem załamana, bo problem jest absurdalny, wyrwany niczym z lat 90. Myślałam, iż ta kwestia już dawno została jakoś rozwiązana. Otóż chodzi o ciężki plecak. Od lat mówi się głośno o tym, jak bardzo szkodzi to uczniom. Myślałam, iż nie tylko nam, rodzicom, ale i nauczycielom zależy na zdrowiu dzieci. Jednak nie w szkole mojego syna.

Przez to nie jeździ na rowerze


Mieszkamy 2 kilometry od szkoły. Nie mam jak dowozić syna autem, więc jeździ on komunikacją i niemalże każdego dnia taszczy ze sobą tony książek. Choć szkoła zachęca do przyjeżdżania na jednośladach i choćby stworzyła piękny zadaszony parking, to syn gwałtownie z tego zrezygnował. Z takim obciążeniem na plecach to po prostu jest niewygodne i niebezpieczne.

W wielu szkołach są szafki i jeżeli nie ma potrzeby dźwigania, dzieciaki tam zostawiają podręczniki. U znajomych szkoła choćby wpadła na pomysł podwójnych egzemplarzy, biblioteka skupuje stare książki, wypożycza w razie potrzeby. U nas, zamiast w takie rozwiązania, placówka zainwestowała w stojaki dla rowerów, z których nikt nie korzysta.

Najważniejszy przedmiot


Pomysłów jest wiele, ale musi być chęć, a tej niestety u nauczycieli brak. Szczególnie pani od geografii każe przynosić książki, i to tylko dla zasady. Nie można się umówić, choćby na przynoszenie na zmianę. Każdy uczeń musi mieć swój komplet: książka, ćwiczenia, zeszyt i atlas. I rozumiem, gdyby jeszcze korzystali na lekcji, ale często tego nie robią, za to pani zadaje prace domowe, więc syn taszczy wszystko z powrotem do domu.


Oczywiście za brak książek jest nieprzygotowanie i złośliwe odpytywanie. Kobieta zachowuje się, jakby jej przedmiot był najważniejszy i jedyny. Mam wrażenie, iż robi to tylko, by pokazać swoja wyższość.

Zgodnie z planem, pechowo tego samego dnia syn ma nie tylko geografię. Poza polskim i matematyką ma także WF i plastykę, co również wiąże się z noszeniem dodatkowych gabarytów. Nie wiem, jak pomóc dziecku, bo z panią nie ma dyskusji, dyrekcja też nie zamierza z tym nic zrobić. Syn jest w 6 klasie i przecież nie będzie chodził z plecakiem na kółkach".

Idź do oryginalnego materiału