"Poprosiłam nastolatka, by dołożył się do wakacji. Jego reakcja doprowadziła mnie do łez"

mamadu.pl 2 dni temu
Zdjęcie: Zachowanie chłopca jest godne podziwu. fot. 2designbcn/123rf


Tygodniowe wakacje dla czteroosobowej rodziny to koszt kilku tysięcy złotych. Za te dłuższe lub zagraniczne trzeba zapłacić zdecydowanie więcej. Niektórzy na takie wyjazdy odkładają cały rok, a i tak może się zdarzyć, iż nie uda się im uzbierać pełnej kwoty. I pojawia się problem, niezręczna sytuacja. Co powiedzieć dziecku, które z utęsknieniem czeka na wakacje? W podobnej sytuacji znalazła się Paulina, nasza czytelniczka. Jednak to, jak zachował się jej nastoletni syn, zasługuje na rozgłos. Niech niesie się w świat!


"Nie martwię się, co do garnka włożyć. Wiążemy koniec z końcem i nie odliczamy do pierwszego. Żyje nam się dobrze, ale też nie przelewa. Nie szastamy pieniędzmi. By zabrać dzieci na tygodniowe wakacje za granicą, odkładamy przez cały rok.

Jest ok


Doceniam to, co mam, tak zostałam wychowana. Nigdy nie wydawałam pieniędzy na głupoty, a odkładałam na czarną godzinę. Fajnie byłoby wyjechać dwa razy w roku na wakacje, raz w tygodniu wybrać się do restauracji, kina czy teatru. Niestety, nie możemy sobie na to pozwolić, ale nie czujemy się przez to gorsi. Spłaciliśmy kredyt, żyjemy spokojnie, bez długów i z małymi oszczędnościami.

Mam dwójkę dzieci, 17-letniego Marcina i 12-letnią Olgę. Od kilku miesięcy syn sobie dorabia, pomaga wujkowi w sklepie. Wypakowuje towar, układa na magazynie. Pracuje w weekendy, zdarza się też od poniedziałku do piątku. Oczywiście nauki nie zaniedbuje, żeby mi tu ktoś zaraz czegoś nie zarzucił. To mądra bestia. Zarabia całkiem nieźle i co fajne, tych pieniędzy nie wydaje na głupoty, a odkłada 'do skarpety'.

O nie!


Co roku zabieramy dzieci na wakacje, na które odkładamy dobrych kilka miesięcy. Jak to mówią: 'Grosz do grosza, a będzie kokosza'. Bałtyk, Egipt i Grecja to najczęściej wybierane przez nas kierunki. W tym roku postanowiliśmy uzbierać na Turcję (koleżanka nie mogła się wychwalić). Już miesiąc temu mieliśmy tyle, ile potrzeba, jednak z dnia na dzień wypadł nam niespodziewany wydatek.

Ta nieszczęsna lodówka się popsuła i chcąc nie chcąc musieliśmy kupić nową. Duże, czarne, dwudrzwiowe cudo zawitało w mojej kuchni. No ładnie wygląda, nie powiem. Nowy model, na wypasie. No ale trzy tysiące poszły w siną dal. A bez nich ani rusz.

Wiedziałam, iż z Turcją musimy się pożegnać, pozostały nam polskie jeziora, albo jakiś domek nad Bałtykiem (choć ceny nad naszym morzem szybują pod sam sufit). Taka niezręczna sytuacja, bo dzieciaki już poopowiadały znajomym, gdzie spędzą tegoroczne wakacje. Olga się popłakała, Marcin był zawiedziony. A mnie, jako matce było głupio i wstyd. Wiem, iż to nie moja wina, ale jakby nie patrzeć, zawiodłam. Podczas wieczornego spaceru z psem wpadłam na pomysł.

Synu, ratuj!


Było mi niezręcznie, głupio, ale zebrałam się w sobie i poprosiłam syna, by dołożył się do tych wakacji w Turcji. Ale żeby mnie nikt źle nie zrozumiał, chciałam pożyczyć od niego trzy tysiące. 'Oddam ci, jak tylko odłożę' – powiedziałam. A wiecie co on na to? 'Mamo, dam ci choćby cztery tysiące i nie musisz mi ich oddawać. Tyle robisz dla mnie, to ja też chciałbym coś dla ciebie zrobić' – powiedział, a ja nie mogłam powstrzymać łez. Teraz też płaczę i to nie dlatego, iż uda nam się pojechać na wakacje do Turcji, ale dlatego, iż mój syn wyrósł na mądrego, wrażliwego i empatycznego człowieka.

Że jest chłopcem, na którym mogę polegać, który wesprze i pomoże. I oczywiście oddam mu całą kwotę, bo nie potrafiłabym inaczej, ale to, co zrobił i co powiedział, jest takie piękne. Wyjątkowe. Współczesnej młodzieży zarzucamy wiele, ale ja złego słowa na swojego syna powiedzieć nie dam".

Idź do oryginalnego materiału