Poprosiłam syna o pieniądze. Kurier zaatakował i obsypał mnie "miłymi" epitetami

mamadu.pl 7 miesięcy temu
Zdjęcie: Pożyczając pieniądze od dziecka, chyba nie wyrządzam mu krzywdy. fot. romrodinka/123rf


Nigdy nie mam przy sobie gotówki. To mój odwieczny problem, gdy nagle trzeba zapłacić, a terminal odmawia posłuszeństwa. Szukam bankomatu, pożyczam. Kombinuję. Czasami się nie udaje. Muszę odłożyć zakupy i wrócić po nie później. Kilka dni temu też zostałam postawiona pod ścianą. Kurier, paczka nieopłacona, pieniędzy brak. Wpadłam na genialny pomysł, za który zostałam skrytykowana.


Na śmierć zapomniałam. Kiedy zadzwonił dzwonek w drzwiach, olśniło mnie. Kurier! Przecież dzisiaj miał dostarczyć paczkę, którą powinnam opłacić przy odbiorze. Oblał mnie zimny pot. W głowie pojawiło się kilka pomysłów, jednak żaden z nich nie był tym trafionym w dziesiątkę. Musiałam kombinować i to szybko.

Już raz tak było


Jakiś czas temu miałam podobną sytuację. Musiałam opłacić paczkę, a w portfelu nie miałam ani złotówki. Z racji tego, iż byłam sama w mieszkaniu, mogłam zadziałać. Kurier zszedł na dół, poczekał kilka minut, a ja gwałtownie pobiegłam do bankomatu. Obiecałam sobie wtedy – nigdy więcej. Zawsze będę miała schowany grosz na czarną godzinę. Na takie nieprzewidziane sytuacje. No ale jak widać, sama sobie nie dotrzymałam słowa.

Tym razem sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana. Na pokładzie miałam dwójkę chorych dzieci i jednego niemowlaka. Koszmar. Tragedia. Szaleństwo. A najgorsze w tym wszystkim było to, iż ja zawartości tej paczki bardzo potrzebowałam. Nie mogłam odebrać jej później, dnia następnego. Ha! Wiem, co zrobię.

Szybka pożyczka


Skarbonka mojego syna była dla mnie ostatnim ratunkiem. Otworzyłam kurierowi drzwi i poprosiłam, by chwilę poczekał. Zawołałam syna i błagalnym głosem zapytałam, czy pożyczy mi pieniądze, bo muszę zapłacić kurierowi. Kiwnął głową i pobiegł odliczać. Po chwili wrócił i zapłacił za moją przesyłkę.

Trzymałam paczkę w rękach, już chciałam zamknąć drzwi. I właśnie wtedy usłyszałam: "Jak pani nie wstyd?".

To do mnie?


Podniosłam wzrok, spojrzałam na kuriera (był to pan na moje oko dużo po 50.) i zapytałam: "Słucham? Chyba nie zrozumiałam". Moje słowa były dla niego wodą na młyn. Nakręcił się. Widać było, iż emocje biorą górę. "Jak można brać od dziecka pieniądze. Zbiera, liczy, cieszy się, a potem musi matce oddać" – usłyszałam.

Dodał jeszcze, iż kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby brać od dziecka oszczędności. Machnął ręką i poszedł w stronę windy. choćby nie dał mi dojść do słowa. Chciałam coś

krzyknąć, wytłumaczyć, ale stwierdziłam, iż to bez sensu. Po co mi to. Przecież nie jestem winna, nie muszę się bronić.

Spokojnie, oddam


Tak w roli wyjaśnienia. Tego samego dnia wypłaciłam pieniądze z bankomatu i oddałam dziecku. To było dla mnie oczywiste. Chciałam pożyczyć, a nie zabrać. Pan doskonale słyszał, jak prosiłam o pożyczenie, ale i tak zaatakował.

Musiałam ochłonąć. A kiedy się uspokoiłam, zaczęłam się zastanawiać, czy ja naprawdę zrobiłam coś złego? Przecież tym, iż pożyczyłam na kilka godzin od dziecka pieniądze, nie wyrządziłam mu żadnej krzywdy. Takie jest moje zdanie, ale jeżeli jestem w błędzie, wyprowadźcie mnie, proszę, z niego.

Idź do oryginalnego materiału