Poprosiłam syna o wyprowadzkę, a on zdemolował mieszkanie, które planowałam przekazać jego siostrze.

polregion.pl 4 dni temu

Moja córka Kasia poprosiła syna, żeby się wyprowadził, a on zniszczył mieszkanie, które chciałam oddać jej siostrze

Mój syn Bartosz postąpił ze mną i swoją młodszą siostrą tak podle, iż do dziś nie mogę dojść do siebie. Jego zdrada wbiła się w moje serce jak nóż, niszcząc zaufanie, którym go darzyłam przez całe życie. To opowieść o miłości matki, zrujnowanych nadziejach i rodzinnej tragedii, która zostawiła nas w rozpaczy.

Nazywam się Jadwiga Nowak, mam 65 lat. Mieszkam w małym miasteczku na południu Polski, wychowałam dwoje dzieci – syna Bartosza i córkę Ewę. Niedawno poprosiłam Bartosza, żeby zwolnił mieszkanie, które zajmował z rodziną, żeby Ewa mogła się tam wprowadzić. Ale to, co zobaczyłyśmy z córką, gdy weszłyśmy do tego mieszkania, wprawiło nas w osłupienie. Bartosz i jego żona Agnieszka nie tylko się wyprowadzili – zdemolowali wszystko: oderwali tapety, wyrwali panele, zabrali żyrandole, zasłony, a choćby wannę i toaletę. Jestem pewna, iż to była zemsta, a Agnieszka go do tego namówiła.

Dziesięć lat temu, gdy Bartosz ożenił się z Agnieszką, odziedziczyłam po ciotce dwupokojowe mieszkanie. Młodzi czekali wtedy na pierwsze dziecko, więc chcąc im pomóc, pozwoliłam im się tam wprowadzić. „Pomieszkajcie na razie – powiedziałam. – Ale to nie jest wasze na zawsze, tylko tymczasowe, aż kupicie swoje”. Mieszkanie było stare, bez remontu, bo mieszkała w nim starsza kobieta. Bartosz i Agnieszka, wspierani przez jej rodziców, zainwestowali w remont: wymienili okna, instalację elektryczną, hydraulikę, wyrzucili stare meble i urządzili wszystko od nowa. Cieszyłam się, iż stworzyli sobie wygodne miejsce, ale zawsze przypominałam: to mieszkanie nie jest wasze.

Lata coaleszły. Bartosz i Agnieszka doczekali się dwójki dzieci, zapisali je do przedszkola i szkoły niedaleko domu. Żyło im się wygodnie i zdawali się zapominać o moich słowach. Przez te dziesięć lat nie zaoszczędzili na kredyt, nie zrobili kroku, by kupić własne mieszkanie. Ich życie toczyło się spokojnie, a ja milczałam, nie chcąc burzyć ich spokoju. Wszystko się zmieniło, gdy Ewa, moja młodsza córka, oznajmiła, iż chce zamieszkać osobno. Ma 24 lata, właśnie skończyła studia, zaczęła pracę i marzy o własnym życiu, o małżeństwie. Uznałam, iż czas przekazać mieszkanie jej.

Gdy powiedziałam Bartoszowi, iż muszą się wyprowadzić, zbladł. „Jak to – wyrzucacie nas?” – wykrzyknął. Agnieszka milczała, ale w jej oczach było widać złość. „Mówiłam, iż to mieszkanie nie jest wasze na zawsze – odpowiedziałam stanowczo. – Przez tyle lat mogliście kupić coś swojego. Wynajmijcie coś lub przeprowadźcie się do rodziców Agnieszki”. Dałam im miesiąc na znalezienie nowego lokum, ale ten miesiąc zamienił się w koszmar. Kłóciliśmy się codziennie, Bartosz krzyczał, iż niszczę im życie, Agnieszka oskarżała mnie o niesprawiedliwość. Trzymałam się mocno, ale serce pękało od ich nienawiści.

W końcu się wyprowadzili. Przyjechałam tam z Ewą, żeby posprzątać przed jej wprowadzką. Ale to, co zobaczyłyśmy, przerosło najgorsze wyobrażenia. Mieszkanie wyglądało jak po wojnie: gołe ściany bez tapet, wyrwane panele, puste sufity bez żyrandoli, choćby wanny i toalety brakowało. Z drżeniem w głosie zadzwoniłam do Bartosza: „Jak mogłeś tak postąpić? To nikczemność!”. Odpowiedział z wściekłością: „Nie zostawię Ewie mieszkania z remontem! My z Agnieszką wszystko robiliśmy sami, wydawaliśmy pieniądze, czas i siły. Dlaczego mam jej taki prezent ofiarować?”.

Jego słowa dobiły mnie. Ewa, stojąca obok, płakała. Ma dopiero 24 lata, nie ma pieniędzy na remont, a ja, emerytka, nie mogę jej pomóc – moja emerytura ledwo starcza na moje potrzeby. Mieszkanie nadaje się tylko do wyburzenia, a Bartosz i Agnieszka, zdaje się, cieszą się z naszej rozpaczy. Dałam im dach nad głową, wsparcie, a oni odpłacili mi ruiną. To nie tylko zemsta – to zdrada, której nie potrafię wybaczyć. Moja córka została bez domu, a ja – bez wiary we własnego syna. I teraz zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd, wychowując go?

Czasem dobro okazuje się pułapką, a miłość – próbą, której nie wszyscy są w stanie podołać. Największą lekcją jest to, iż choćby najbliżsi mogą nas zranić, ale to od nas zależy, czy pozwolimy, by ta rana nas zdefiniowała.

Idź do oryginalnego materiału