Teściowa doprowadza mnie do szału, porównując mnie z córką, a teraz sięgnęła po wnuki!
Jestem Weronika, od ośmiu lat żona Bartosza i cały ten czas to nieustanna walka z jego matką, Janiną. Cokolwiek zrobię, zawsze jest źle, a jej córka, Kasia, to dla niej ideał. Trzymałam język za zębami, ale teraz przekroczyła granice – zaczęła porównywać nasze dzieci. Moja cierpliwość pękła, nie zamierzam milczeć, gdy chodzi o mojego syna!
Pobraliśmy się zaraz po studiach. Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Łodzią, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, ale u teściowej się nie zgłosiłam. Janina od pierwszego dnia mnie nie znosiła. Bartosz uspokajał: „Mama tak ma do wszystkich moich dziewczyn, uważa, iż nikt mnie nie jest wart”. Mało mnie to pocieszało. Tłoczyliśmy się w akademiku, później wynajęliśmy mieszkanie, oszczędzaliśmy każdy grosz. Gdy teściowa dowiedziała się, iż płacimy komorne, wpadła w szał: „Po co wyrzucać pieniądze? Moglibyście zamieszkać ze mną, odłożyć na swoje!” Przez cztery lata miała nam to za złe, jakbyśmy popełnili zbrodnię.
Wtedy Kasia, siostra Bartosza, wyszła za mąż. Ona też nie chciała mieszkać z teściową i – o dziwo – Janina dała im błogosławieństwo na własne gniazdko! „Brawo, młoda para powinna być sama” – mówiła. Bartosz osłupiał. „Mamo, dlaczego my z Weroniką jesteśmy źli, iż się wyprowadziliśmy, a Kasia z mężem to bohaterowie?” – zapytał. Odpowiedź teściowej dobiła mnie: „Tam teściowa to dopiero tyranka, nie daliby rady”. Ledwo się powstrzymałam, by nie krzyknąć: „A ty, myślisz, iż jesteś lepsza?” Zrozumiałam wtedy, iż zawsze będę dla niej gorsza od córki.
Kasia, szczerze mówiąc, była w porządku, dogadywałyśmy się. Ale odziedziczyła po matce charakter: lubi pouczać i wiecznie wszystko krytykuje. Unikałam kłótni z Janiną, ale ona zdawała się celnie mnie prowokować. Musiała wyżyć swoje niezadowolenie, inaczej nie mogła spać. Gdy zaszłam w ciążę niemal równocześnie z Kasią, teściowa pokazała, na co ją stać. „Kasia to mądra, rodzi młodo, a ty, Weronika, każesz mojemu synowie harować” – powtarzała. Byłam na krawędzi – ciąża sama w sobie była wyczerpująca, a jej słowa bolały jak bat. Na rodzinnych obiadach nakładała Kasi najlepsze kąski, mówiąc: „Jedz, musisz się wzmacniać”. Mnie zaś obsypywała uwagami: „Za bardzo się roztyłaś, co lekarz powie?” Choć lekarz zapewniał, iż wszystko w normie. Zaciskałam zęby, aż w końcu przestałam jeździć do teściowej, tłumacząc się złym samopoczuciem.
Urodziłyśmy z Kasią w odstępie tygodnia – obie chłopców. Janina natychmiast ogłosiła, iż syn Kasi to żywy portret Bartosza, a naszego Krzysia choćby nie uznała za podobnego. Nie przejmowałam się tym, zajęta macierzyństwem. Ale gdy teściowa zaczęła porównywać dzieci, wezbrała we mnie złość. To nie było już tylko o mnie – teraz dotykało mojego syna. Nie chcę, by Krzyś dorastał w poczuciu, iż jest gorszy. Bartosz twierdził, iż przesadzam, ale widziałam, jak teściowa wynosi pod niebiosa wnuka Kasi, a naszego ledwo zauważa.
Gdy Krzyś skończył cztery lata, zrobiło się jeszcze gorzej. Teściowa nie ustawała: „Kasia ma dziecko już takie samodzielne, a ty, Weronika, wcale się nie starasz”. Gdy zapisałam Krzysia do przedszkola, nazwała mnie wyrodną matką: „Pozbywasz się dziecka, żeby mieć święty spokój! A Kasia w domu siedzi, poświęca się”. Te słowa paliły jak żar. choćby Bartosz zaczął widzieć, jak niesprawiedliwa jest jego matka. Na razie milczę, ale to nie potrwa długo. jeżeli on nie przemówi jej do rozumu, ja sam to zrobię – i bez owijania w bawełnę.
Jeszcze zniosę, gdy Janina porównuje mnie z Kasią. Ale gdy dotyka mojego syna – to przekracza wszelkie granice. Krzyś to jej wnuk, a dla niej zawsze będzie kimś gorszym. Moje próby zachowania spokoju rozpadają się w prozedstwie i nie zamierzam już być miła. Teściowa swoimi porównaniami zatruwa nam życie i nie pozwolę, by poniżała moje dziecko. jeżeli trzeba, stoczę twardą rozmowę, choćby gdyby miało to rozdąć rodzinę. Serce mi pęka, ale dla Krzysia pójdę na wojnę. On zasługuje na miłość, nie na lekceważenie babci, która widzi tylko własną córkę i jej dziecko.