Porzucona przez męża i rodzinę ale to, co wydarzyło się później, zadziwiło wszystkich!
Mąż i jego rodzina wyrzucili kobietę z dzieckiem na ulicę nikt jednak nie przewidział, co stanie się dalej.
Deszcz lał jak gdyby chciał ją złamać, a Klara drżała na zimnych, marmurowych schodach willi Nowickich, tuląc do piersi noworodka. Ręce bolały od ciężaru dziecka, nogi się uginały, ale najsilniej cierpiało serce, grożąc, iż odejmie jej resztki sił.
Za plecami rozległ się głuchy łomot dębowych drzwi, rozchodzący się echem po pustym podwórzu.
Chwilę wcześniej Marek Nowicki dziedzic jednego z najpotężniejszych rodów w mieście stał obok surowych rodziców, ogłaszając swój chłodny wyrok:
Zhańbiłaś tę rodzinę rzekła matka lodowatym tonem. To dziecko nigdy nie było częścią naszych planów.
Marek unikał wzroku Klary, dodając cicho:
To koniec. Prześlemy ci twoje rzeczy. Po prostu odejdź.
Klara milczała. Łzy zasłaniały jej oczy, gdy mocniej przyciskała do siebie syna, Bartosza. Oddała wszystko marzenia, niezależność, choćby własną tożsamość by wejść do tej rodziny. A teraz odrzucili ją jak niepotrzebny śmieć.
Chłopiec cicho zapłakał. Klara kołysała go, szepcząc przez szum burzy:
Cicho, kochanie. Mama jest przy tobie. Jakoś sobie poradzimy.
Bez parasola, bez planu, bez pieniędzy na bilet, Klara weszła w ulewę. Nowiccy nie zrobili ani kroku, by pomóc tylko patrzyli z okien, jak znika w szarej mgle miasta.
Przez tygodnie jej życie toczyło się między schroniskami, kościołami a zimnymi nocnymi autobusami. Sprzedawała biżuterię, w końcu choćby obrączkę, by nakarmić i wyleczyć syna. Grała na skrzypcach w metrze, zbierając kilka złotych.
Ale nigdy nie prosiła o jałmużnę.
W końcu mały pokój nad zniszczonym sklepem stał się ich schronieniem. Pani Kowalska, dobra staruszka właścicielka, dostrzegła niezłomność Klary i zaproponowała układ: pomoc w sklepie w zamian za niższy czynsz.
Klara od razu się zgodziła.
W dzień stała za ladą, wieczorami malowała na resztkach płótna, tanimi farbami. Bartosz spał obok w koszu wyściełanym ręcznikami, podczas gdy ona wkładała duszę w każdy pociągnięcie pędzla.
Trudy ją hartowały. Każdy uśmiech Bartosza dodawał jej siły.
Trzy lata później los się odmienił na jarmarku w Krakowie.
Weronika Dąbrowska, znana właścicielka galerii, zatrzymała się przed obrazami wystawionymi na chodniku. Zafascynowana, zapytała:
To pani namalowała?
Klara skinęła głową, nieufnie, ale z nadzieją.
To niesamowite wyszeptała Weronika. Proste, wzruszające, absolutnie piękne.
Kupiła trzy obrazy i zaprosiła Klarę na wystawę w swojej galerii. Choć Klara się wahała brak sukni, brak opieki dla dziecka pani Kowalska pożyczyła jej ubranie i zaopiekowała się Bartoszem.
Ten wieczór zmienił wszystko.
Historia Klary młodej matki, odrzuconej przez rodzinę, która odrodziła się przez sztukę rozeszła się szybko. Jej obrazy sprzedawały się jak świeże bułeczki; napływały zamówienia. Jej nazwisko pojawiło się w czasopismach, gazetach, w telewizji.
Nigdy się nie przechwalała. Nigdy nie szukała zemsty.
Ale nie zapomniała.
Pięć lat później Klara stanęła w lśniącym holu fundacji rodziny Nowickich.
Po śmierci patriarchy skład zarządu się zmienił. Kłopoty finansowe i chęć odbudowy reputacji zmusiły ich do zwrócenia się do znanej malarki.
Nie wiedzieli, kto przekroczył próg.
W eleganckiej granatowej sukni, z włosami upiętymi wysoko, Klara stała wyprostowana, a obok niej dumny, siedmioletni już Bartosz.
Marek był już tam, postarzały i przygnębiony. Zamarł, spotykając jej wzrok.
Klara? Ale co ty
Pani Klara Nowicka oznajmiła asystentka nasza zaproszona artystka na ten rok.
Na ustach Klary pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech.
Witaj, Marku. Dawno się nie widzieliśmy.
Jąkał się: Ja nie wiedziałem nie sądziłem
Nie odparła spokojnie. Nie sądziłeś.
Szept wypełnił salę. Matka Marka, teraz na wózku inwalidzkim, zastygła, a jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Klara położyła teczkę na stole.
Oto moja kolekcja: «Niezłomna». Opowiada historię przetrwania, macierzyństwa i siły po zdradzie.
Cisza.
I dodała spokojnie chcę, aby cały dochód trafił do schronisk dla matek i dzieci w potrzebie.
Nikt nie protestował.
Marek stał nieruchomo, podczas gdy kobieta, którą odrzucił, stała przed nim przemieniona.
Starszy zarządca postąpił krok naprzód:
Pani Now
















