Politycy nie mają podstawowej wiedzy o biologii
Wczoraj internet obiegły nagrania rozmów z politykiem Andrzejem Kosztowniakiem, byłym ministrem finansów i posłem Prawa i Sprawiedliwości, który odpowiadał na pytania dziennikarek o podstawowe sprawy związane z biologią człowieka. Padły pytania m.in. o różnicę między okresem, a owulacją oraz o polucje.
Poseł przyznał, iż nie wie, nie pamięta ze szkoły tych zagadnień, a na pytania nie potrafił odpowiedzieć. Nagranie z rozmowy z politykami w TVP Info udostępniła Karolina Korwin-Piotrowska, komentując je mocnymi słowami: "Przypominam: ktoś tych buraków wybrał. Ci ludzie mają REALNY wpływ na nasze życie". Wideo pojawiło się też na oficjalnym profilu TVP Info na platformie X (dawniej Twitter).
Do drugiego nagrania, w którym pojawiło się pytanie o polucje, dziennikarka dodała też wyjaśnienie: "Edukacyjnie: polucja, zmaza nocna – mimowolny wytrysk nasienia u mężczyzn podczas snu w fazie REM [...]. jeżeli pan poseł, który ma hajs z naszych podatków, nie wie, co to jest, to może nie miał i powinien iść do lekarza".
Trudno nie poczuć wstydu i zażenowania, oglądając takie fragmenty rozmów. Bo przecież mówimy o dorosłym mężczyźnie, ojcu, mężu, polityku, który podejmuje decyzje dotyczące nas wszystkich – także kobiet i dzieci. A nie zna podstawowych pojęć, które każdy uczeń powinien wynieść z lekcji biologii czy edukacji zdrowotnej.
Co tu dużo mówić – inni politycy zapytani o okres i owulację, również nie umieli odpowiedzieć na pytanie, więc widać, iż to dość duże braki w wiedzy dorosłych mężczyzn.
Edukacja zdrowotna przydałaby się każdemu
I to właśnie jest największy problem. Brak wiedzy nie dotyczy tylko młodzieży, ale również dorosłych, którzy kiedyś chodzili do szkoły, ale tematów związanych z dojrzewaniem, seksualnością i zdrowiem po prostu nie przerobili albo gwałtownie zapomnieli.
Efekt? Dorośli ludzie nie potrafią wytłumaczyć dzieciom najprostszych spraw, powtarzają mity, a czasem zwyczajnie się kompromitują.
Dla rodziców ta sytuacja powinna być ważnym sygnałem. Bo jeżeli dorośli, nie mają pewności, czym różni się okres od owulacji czy na czym polegają polucje, to jak mamy jako rodzice uświadamiać swoje dzieci? Jak mamy im tłumaczyć zmiany, które zachodzą w ich ciele w czasie dojrzewania? Jak mamy odpowiadać na trudne pytania, skoro sami nie znamy na nie odpowiedzi?
Dlatego właśnie obowiązkowa edukacja zdrowotna w szkołach jest tak potrzebna. To nie jest wymysł, to nie jest "sek***zacja dzieci" czy demoralizacja, jak niektórzy próbują straszyć. To przekazanie podstawowej wiedzy o ciele, dojrzewaniu, zdrowiu i emocjach – wiedzy, która przydaje się każdemu, niezależnie od poglądów czy światopoglądu.
Dorosłym nie wstyd przyznać się do niewiedzy?
W szkole dzieci uczą się o fotosyntezie czy obiegu wody w przyrodzie, ale to, co dotyczy ich własnego ciała, bywa traktowane po macoszemu. A potem mamy do czynienia z dorosłymi, poważnymi ludźmi, którzy pracują na wysokich stanowiskach i decydują o ważnych sprawach w naszym państwie, którzy nie potrafią odróżnić okresu od owulacji. Później ci sami ludzie głosują nad ustawami dotyczącymi zdrowia i życia kobiet.
Możemy się z tego śmiać, możemy wzdychać z zażenowaniem, ale to poważna sprawa. To pokazuje, iż edukacja zdrowotna nie jest fanaberią – jest koniecznością i to choćby nie jako lekcje nieobowiązkowe, tylko obowiązkowy dla wszystkich ucznia przedmiot.
Dzięki niej każde dziecko niezależnie od tego, jakie informacje wyniesie z domu, będzie miało w szkole podstawowe przygotowanie do dorosłego życia. Wiedza o ciele to nie tylko biologia. To także bezpieczeństwo, zdrowe relacje i szacunek do siebie nawzajem. I warto, żeby kolejne pokolenia nie powtarzały błędów dorosłych, którzy dziś kompromitują się w telewizji.