Pewnego dnia mąż wrócił od matki, westchnął ciężko i zaproponował, by ich dwuletniej córeczce zrobić test na ojcostwo. Nie dla niego, ale dla matki.
…Pół roku przed naszym ślubem powtarzała synowi: nie żenij się z nią, ona nie jest dla ciebie odpowiednia! – opowiada trzydziestoletnia Weronika, jej głos drży z rozżalenia. – Zbyt piękna, będzie cię zdradzać! Śmialiśmy się wtedy, żartowaliśmy, iż Krzysiek powinien był wybrać sobie „brzydulę”, żeby mieć pewność. Ale teraz nie było nam do śmiechu. Ani trochę!
Weronika nie uważała się za olśniewającą piękność. Zwykła dziewczyna z podwarszawskiego Radomia, dbała o siebie jak większość. Szczupła, zadbana, ubierała się skromnie, zawsze wymagająca w związkach i szanująca siebie. Dlaczego jej teściowa, Halina Bronisławowa, uznała, iż Weronika to lekkoduszna zdrajczyni, pozostawało zagadką. Ale ta kobieta zamieniła życie synowej w koszmar.
Byli z Krzysiem małżeństwem od czterech lat, mieli córeczkę. Weronika na urlopie macierzyńskim, jej dni to niekończąca się karuzela gotowania, sprzątania i przewijania. Jedynymi osobami, z którymi rozmawiała, były inne mamy na placu zabaw. ale teściowa nie dawała za wygraną. Podejrzewała Weronikę o zdrady, śledziła ją jak detektyw z tandetnego serialu.
Zawsze za mną szpiegowała! – wzdycha Weronika, łzy napływają do jej oczu. – Dzwoniła, sprawdzała, przyjeżdżała bez zapowiedzi, próbowała kontrolować każdy mój krok. Z początku starałam się podchodzić do tego z humorem, opowiadałam Krzysiowi, śmialiśmy się. Ale to wykańcza! Kilka razy wybuchałam, kłóciliśmy się na poważnie. Na krótko milkła, by potem znów zaczynać z nową siłą.
Pierwszy skandal wybuchł kilka miesięcy po ślubie. Halina Bronisławowa niespodziewanie pojawiła się w pracy Weroniki. Bez telefonu, bez powodu. Chciała sprawdzić: czy w ogóle tam pracuje? A może oszukuje męża, iż jest w biurze, a sama biega po kochankach?
Nie wiem, jak ją w ogóle wpuścili! – wspomina Weronika, głos ma pełen oburzenia. – Mamy biurowiec, ochrona przy wejściu, gości tylko po uprzednim zgłoszeniu. Omal nie zemdlałam, gdy sekretarka przyprowadziła ją do mnie: „Pani przyszła”. Pytam: „Halino Bronisławowo, co pani tu robi?” A ona na głos: „Przyszłam zobaczyć, gdzie pracujesz”. I rozgląda się po sali! Mamy open space, wszyscy przy komputerach, wszystko widać. Nie wiem, co by wymyśliła, gdybym miała osobny gabinet!
Później sekretarka, Kinga, szepnęła Weronice, iż ta dziwna kobieta zasypała ją gradem pytań. Jak długo Weronika tu pracuje? Nie spóźnia się? Z kim się widuje? Czy ma tu kogoś na boku? „Powiedziałam, iż pani jest zamężna, ma męża!” – dodała Kinga, mrużąc zdziwione oczy. Weronika wpadła w szał. W domu wygarnęła wszystko Krzysiowi: „Twoja matka przekroczyła wszelkie granice! Pogadaj z nią, to nienormalne! Chyba tylko pod biurkiem nie szukała mojego kochanka. Choć kto wie, może i tam zajrzała!”
Krzyś, jak się zdaje, porządnie rozmówił się z matką. Przez pewien czas panował spokój. Halina Bronisławowa dzwoniła tylko wieczorami, pytała, co słychać, przysyłała domowe pierogi. Weronika zaczęła mieć nadzieję, iż burza minęła. ale się myliła.
Następny incydent zdarzyWeronika wpatrywała się w męża z niedowierzaniem i w końcu, z głębokim smutkiem w głosie, powiedziała: „Jeśli nie wierzysz, iż to twoja córka, to już nigdy nie uwierzysz w nic”.