Rodzic biologiczny pojawił się po dziesięciu latach: czy warto burzyć to, co budowano latami?
— Kiedy się pobrali, Kasia ledwo chodziła – była w ostatnim miesiącu ciąży – wspomina z drżeniem w głowie Barbara Kowalska, matka dziewczyny. — O jakim ślubie mogła być mowa… Weszli do urzędu stanu cywilnego, podpisali papiery, a potem przyjechali do mnie – nakryli stół i cicho świętowali. Tydzień później na świat przyszedł nasz Jasio.
Gdy pytają, dlaczego córka tak długo nie wychodziła za mąż, Barbara Kowalska wzdycha. — Wręcz przeciwnie, wszystko stało się błyskawicznie. Kasia dowiedziała się o ciąży dopiero w trzecim miesiącu. Z ojcem dziecka żyli razem, planowali ślub, układali przyszłość. Ale on się uląkł. Przestraszył się odpowiedzialności. Po prostu zniknął – spakował rzeczy, zablokował Kasię wszędzie, gdzie się dało, i przepadł jak kamień w wodę.
Kasia była załamana. W ciąży, porzucona, pełna lęku o przyszłość. I wtedy, w tym trudnym czasie, pojawił się Tomasz. Od razu powiedziała mu prawdę – nie ukryła ani jednego szczegółu. Wysłuchał, pomyślał… i został. Zaczęła się jego troska – towarzyszył na badaniach, gotował, pocieszał. A niedługo oświadczył się. Powiedział: „Dziecko powinno urodzić się w prawdziwej rodzinie”.
Przyznam, na początku nie wierzyłam. Bałam się, iż za jego dobrocią kryje się coś złego. choćby próbowałam zebrać o nim informacje – przyznaje ze smutkiem matka. — Ale na próżno. Tomasz okazał się nie tylko wzorowym mężem, ale i wspaniałym ojcem dla Jasia.
Minęło dziesięć lat. Jasio to bystry, dobrze wychowany chłopiec. Odrabia lekcje z Tomaszem, chodzą razem do kina, na basen, jeżdżą na rolkach. Ich miłość jest prawdziwa, bez fałszu. Jasio nazywa Tomasza tatą – bo w rzeczywistości to on nim jest. Matka Tomasza też uwielbia swojego wnuka. Zabiera go na weekendy, obsypuje prezentami, piecze jego ulubione ciasta.
Wszystko było spokojne, aż pewnego dnia Kasia pokazała mi wiadomość: „Cześć. Widziałem zdjęcia naszego syna. Chcę go poznać. Ma prawo wiedzieć, kto jest jego prawdziwym ojcem”. Napisał to właśnie tamten – biologiczny ojciec, który dziesięć lat temu uciekł, zostawiając ciężarną dziewczynę.
— Wyobrażasz sobie?! – oburza się Barbara Kowalska. — Po prostu zobaczył zdjęcia w social mediach i nagle się „obudził”! Zaczyna pisać do Kasi, domagać się spotkań, twierdzić, iż ma pełne prawa do dziecka. A potem wrzucił u siebie zdjęcie Jasia z podpisem: „Mój syn”. Jakim ty jesteś ojcem, skoro przez dziesięć lat ani razu nie przypomniałeś sobie o jego istnieniu?!
Kasia zawsze otwarcie publikowała zdjęcia syna – z wakacji, ze świąt, ze spacerów. Była z niego dumna. Ale nigdy nie pomyślała, iż pewnego dnia stanie się to pretekstem dla ducha z przeszłości, by wtargnąć w ich życie.
— Od razu powiedziałam: choćby mu nie odpowiadaj! – opowiada Barbara Kowalska. — To nie ojciec! Ale Kasia się waha. Mówi: „To jego biologiczny ojciec, może Jasio ma prawo go poznać?..”
Tomasz stanowczo się sprzeciwił. Wychowywał Jasia od urodzenia. To on był ojcem, który nie uciekł, gdy było trudno. Dał nie tylko miłość, ale i wychował syna. A teraz ma stać z boku, podczas gdy jakiś obcy człowiek znowu chce się wtrącić?
Gdy dowiedziała się o tym matka Tomasza, zadzwoniła do mnie. Prosiła, żebym wpłynęła na Kasię. Mówiła: „Przecież rozumiesz, iż to może zniszczyć wszystko – rodzinę, zaufanie, choćby duszę dziecka. Jasio wierzy, iż Tomasz to jego tata. Po co psuć tak dobre rzeczy? Dla kogo?”
Ja też próbowałam porozmawiać z córką. Tłumaczyłam, iż więzy krwi nie zawsze są najważniejsze. Że ojciec to ten, który jest blisko. Który nie zawiódł. Który nauczył żyć. Cała rodzina – i Tomasz, i jego matka, i choćby ja – byliśmy stanowczo przeciw.
Ale Kasia powiedziała: „Rozumiem was, ale jestem matką. I muszę dać Jasiowi wybór. Nie będę przed nim ukrywać prawdy. Nie pozwolę, by biologiczny ojciec wkroczył w nasze życie, ale dać Jasiowi szansę poznania go – to mój obowiązek”.
Nie wiem, czy postępuje słusznie. To wszystko takie delikatne, takie kruche. Dziecko ma dziesięć lat. Rośnie w miłości i bezpieczeństwie. jeżeli dowie się, iż „tata” to nie tata, czy nie rozbije to jego świata? A jeżeli ten biologiczny ojciec znów zniknie, zostawiając kolejną ranę?
A jednak… może Kasia ma rację? Może nie warto żyć w kłamstwie? A nuż Jasio sam będzie chciał wiedzieć? Albo – wręcz przeciwnie – odrzuci tego, który raz już go zdradził.
Teraz wszystko wisi na włosku. I ja, jako matka, po prostu modlę się do Boga, żeby ta nić się nie zerwała. Żeby Tomasz pozostał w życiu Jasia jego prawdziwym ojcem. I żeby Jasio, gdy pozna prawdę, wybrał adekwatnie – sercem.