Tamara Kowalska odłożyła druty i nadstawiła ucha. Ktoś grzebał przy zamku w drzwiach wejściowych. Dźwięk był znajomy, ale o tej porze nie spodziewała się nikogo. Połowa do dziesiątej wieczorem, sąsiedzi już spali, a wnuczka Zosia przyjeżdżała tylko w weekendy.
Zamek zaskoczył, drzwi zaskrzypiały. W przedpokoju rozległy się ciężkie kroki i czyjeś sapanie.
– Kto tam? – krzyknęła Tamara, chwytając się laski.
– Mamo, to ja – odpowiedział znajomy głos.
Serce podskoczyło jej do gardła. Tego głosu nie słyszała od półtora roku. Syn Krzysztof wyszedł z domu po kolejnej libacji i przepadł jak kamień w wodę. Raz na jakiś czas przysyłał SMS-y, iż żyje, i tyle.
– Krzysiu? – zawołała niepewnie.
– Tak, mamo, to ja. Nie bój się.
Tamara podniosła się z fotela i, opierając się na lasce, podeszła do przedpokoju. Zapaliła światło. Na progu stał jej syn, zarośnięty, w pomiętej kurtce i brudnych dżinsach. Wyglądał kiepsko, ale najważniejsze – był trzeźwy.
– Krzysztofie! – rzuciła mu się na szyję, mimo nieprzyjemnego zapachu. – Synku, jakże ja za tobą tęskniłam!
– Ja też, mamo. Przepraszam – przytulił ją mocno. – Wiem, iż narozrabiałem.
Tamara odsunęła się i przyjrzała synowi. Schudł, oczy zapadnięte, ale wzrok miał jasny. Niepijany.
– Wejdź, usiądź – zrzędliwie machnęła ręką. – Zaraz coś podgrzeję.
– Mamo, zaczekaj – Krzysztof zatrzymał ją za rękę. – Nie jestem sam.
– Jak to nie sam?
Obrócił się do drzwi i cicho zawołał:
– Wejdź, nie bój się.
Zza jego pleców wyłoniła się drobna sylwetka. Dziewczynka lat pięciu, sześciu, w brudnej różowej sukience i zdartych sandałkach. Jasne, kręcone włosy, duże szare oczy patrzyły nieśmiało.
Tamara aż uniosła brwi.
– Kto to?
– Mamo, poznaj. To Hania – Krzysztof położył rękę na ramieniu dziecka. – Moja córka.
– Córka?! – Tamara opadła na stołek w przedpokoju. – Jaka córka? Skąd?
– Długa historia, mamo. Najpierw nakarmmy dziewczynkę, wykąpiemy. Jest zmęczona, daleko szliśmy.
Hania tuliła się do ojca i milczała. Tylko jej duże oczy biegały po kątach, badając nowe otoczenie.
– No tak, oczywiście – ocknęła się Tamara. – Kochanie, jesteś głodna? Chcesz coś zjeść?
Dziewczynka skinęła głową, ale nie odchodziła od Krzysztofa.
– Przejdźcie do kuchni – Tamara, utykając, ruszyła przodem. – Zaraz coś zrobię.
Krzysztof posadził córkę przy stole i usiadł obok. Hania rozglądała się ciekawie. Kuchnia Tamy była mała, ale przytulna – kwiatki na parapecie, firanki, stara maselniczka na półce.
– Mamo, masz coś dla dziecka? Mleko, kaszę? – zapytał Krzysztof.
– Mleko jest, zaraz podgrzeję. Kaszkę zrobię w mgnieniu oka – zakrzątnęła się Tamara. – Lubisz mannę, dziewczynko?
Hania znów skinęła głową.
Gdy babcia gotowała, Krzysztof tłumaczył córce, gdzie są.
– To dom twojej babci – mówił cicho. – Tu się wychowałem. Widzisz te ładne kwiatki? A jutro, jeżeli będzie ładnie, pokażę ci podwórko. Są huśtawki.
– A mama kiedy przyjedzie? – po raz pierwszy odezwała się Hania cieniutkim głosikiem.
Krzysztof zawahał się.
– Haniu, mama nie przyjedzie. Przecież rozmawialiśmy o tym, pamiętasz?
Dziewczynka spuściła wzrok.
– Umarła?
– Tak, skarbie. Umarła.
Tamara, stojąca tyłem przy kuchence, drgnęła. Jaka mama? Co się stało? Ile jeszcze „niespodzianek” przyniósł jej syn?
Postawiła przed Hanią talerz z kaszą i kubek ciepłego mleka.
– Jedz, kochanie. Potem wykąpiemy się i spać.
Hania ostrożnie spróbowała kaszy. Widocznie smakowało, bo zaczęła jeść z apetytem.
– Smaczne? – spytała Tamara.
– Mhm – potwierdziła dziewczynka z pełnymi ustami.
– Dobrze. Jedz, jedz.
Krzysztof też coś przełknął, choć wyraźnie bez ochoty. Cały czas zerkał na córkę, poprawiał serwetkę, przysuwał kubek.
– Krzysiu – szepnęła Tamara – musimy porozmawiać.
– Wiem, mamo. Tylko najpierw zajmijmy się Hanią.
Dziewczynka już ledwo otwierała oczy. Podróż musiała być wyczerpująca.
– Chodź, słoneczko – Tamara wzięła Hanię za rękę. – Wykąpiemy się i do łóżka.
W łazience pomogła dziecku rozebrać się. Sukienka była faktycznie brudna, sandały ledwo trzymały się razem. Pod ubraniem wyszczuplone ciałko w siniakach.
– Haniu, co to? – ostrożnie spytała babcia, wskazując ciemne plamy na rękach i nogach.
– Przewróciłam się – krótko odpowiedziała dziewczynka.
– Często się przewracasz?
Hania wzruszyła ramionami i nie odpowiedziała.
Tamara napuściła ciepłej wody, posadziła wnuczkę w wannie. Ta siedziała cicho, bawiła się pianą, tylko czasem zerkała na babcię.
– Jak ci na imię? – spytała nagle.
– Tamara. Ale możesz mówić „babcia”.
– Babcia – powtórzyła Hania, jakby smakując nowe słowo.
– Tak jest. A ile masz lat?
– Pięć. Zaraz będzie sześć.
– Duża już. Do szkoły niedługo pójdziesz.
Hania przytaknęła.
– Mama mówiła, iż jestem mądra. Już trochę czytam.
– No proszę! Jutro mi poczytasz, dobrze?
Dziewczynka po raz pierwszy tego wieczoru się uśmiechnęła.
Po kąpieli Tamara otuliła wnuczkę wielkim ręcznikiem i zaniosła do swojej sypialni. Łóżka dla dziecka nie było, musiała ją ułożyć na swoim szerokim.
– Tu będziesz spała – powiedziała, przykrywając Hanię kołdrą. – A ja na kanapie.
– Nie trzeba – zlękła się dziewczynka. – Ja malutka, nie zajmę dużo miejsca.
-I gdy Hania zasnęła, wtulona w poduszkę, a Tamara i Krzysztof siedzieli przy kuchennym stole, pijąc herbatę i snując plany na nowe życie, w starym mieszkaniu po raz pierwszy od dawna zagościł spokój.