„Poznał prawdę o adopcji dzięki testowi DNA. Winą obarczono mnie…”

newsempire24.com 6 dni temu

Dowiedział się, iż jest adoptowany, gdy zrobił test DNA. A winna została ja…

Kto by pomyślał, iż w rodzinie, gdzie wszystko wydawało się takie spokojne i zwyczajne, kryje się aż taka bomba. A najgorsze jest to, iż gdy ten rodzinny „szkielet” wylatuje z szafy, to zawsze cierpią ci, którzy najmniej ich tam wsadzili. Tak właśnie stało się ze mną.

Wszystko zaczęło się na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, gdy razem z mężem wybraliśmy się na rodzinny obiad do jego rodziców. I wtedy mój małżonek, Piotrek, wpadł na pomysł, żeby podarować im test DNA. No bo przecież taki prezent to teraz hit — każdy chce wiedzieć, skąd pochodzi. Modne, niby niewinne.

Ale ledwie o tym wspomniał, a twarz mojej teściowej zrobiła się biała jak ściana. gwałtownie wyciągnął mnie do kuchni i, nerwowo szarpiąc fartuch, błagała, żebyśmy zrezygnowali z tego testu. Spytałam, o co chodzi. Najpierw kręciła się jak fryga, ale w końcu wyznała: „On jest adoptowany…”

Jakby mi ktoś zimną wodą na głowę wylał. Mój mąż, który ma już 23 lata, okazał się nie być biologicznym synem swoich rodziców. Wzięli go z domu dziecka, gdy był niemowlęciem. Ma rodzeństwo — prawdziwe dzieci teściowej, a on wyszedł na tego… dodatkowego. Ale co najdziwniejsze, matka Piotrka zapewniała, iż kochała go równie mocno, jeżeli nie bardziej. „To mój syn, może nie z krwi, ale dałabym się za niego pokroić!” — mówiła przez łzy.

„Dlaczego mu nie powiedzieć? Po co tyle lat milczeć?” — spytałam. A ona tylko westchnęła: „Balibyśmy się, iż się odsunie. Przecież i tak nic by się nie zmieniło…”

A potem nagle rzuciła: „Skoro już wiesz… może ty mu powiesz?”. Zdrętwiałam. Czyli teraz ja mam wziąć na siebie ten ciężar i rozwalić mu cały dom z kart? Twierdziła, iż Piotrek mnie tak kocha, iż łatwiej to przełknie ode mnie. Że ja go pocieszę, przytulę, iż szybciej mi wybaczy. Ale odmówiłam. Powiedziałam wprost: „To wasza tajemnica. Powinniście to wy mu powiedzieć — jeszcze wtedy, gdy był dzieckiem. Nie zrzucajcie tego na mnie.” Zamilkliśmy. Rozmowa urwała się jak nici, bo do kuchni weszli teść i sam Piotrek.

Minął miesiąc. Piotrek i tak zrobił sobie test DNA — w prezencie dla siebie. Po dwóch miesiącach przyszły wyniki. I prawda wyszła na jaw. Jego DNA kompletnie nie pasowało do wyników brata i siostry. Był w szoku. Długo rozmawiał z rodziną, próbował coś zrozumieć. Ale zamiast szczerości — tylko wymijanie, półsłówka. Jego świat się zawalił. W pewnym momencie po prostu przestał z nimi rozmawiać. Zupełnie. Rok ciszy.

Aż tu nagle telefon od teściowej. Głos pełen pretensji, obrażony: „To przez ciebie! Powinnaś była powiedzieć! Przecież wiedziałaś!”. Wtedy coś we mnie pękło. Dlaczego ja? Przecież prosiłam ją — niech sama mu powie, jak człowiek człowiekowi. Mieli dwadzieceA teraz siedzę tu, popijając herbatę i myśląc, iż najgorsze w rodzinnych tajemnicach jest to, iż zawsze znajdzie się ktoś, kogo one nie dotyczą… a jednak najbardziej bolą.

Idź do oryginalnego materiału