Weronika Andrzejewska wypatrywała męża i syna z delegacji wyjechali do sąsiedniego województwa w sprawach firmy. Chcieli rozwinąć interesy i otworzyć nowy oddział. Sprawy szły świetnie biznes ojca i syna Marka kwitł.
Weronika nie mogła doczekać się ich powrotu, zwłaszcza syna. Musiała mu pilnie powiedzieć, co usłyszała od jego żony Oli, która lada dzień miała urodzić. Że Ola nie kocha Marka, wiedzieli wszyscy, ale dla dobra wnuka przymykali na to oko.
Weronika podsłuchała, jak Ola rozmawiała przez telefon:
Jak tylko urodzę, ucieknę z dzieckiem. Zabiorę, co się da, i spadam. Tu jest co wziąć.
Pierwszym odruchem teściowej było zadzwonić do Marka, ale się powstrzymała mieli ważne spotkanie. Opowie im, jak wrócą.
Dziecko odebierzemy ze szpitala, a Ola niech idzie gdzie pieprz rośnie. I tak jej nie zależy.
Kiedy u Oli zaczęły się skurcze, mąż z synem już wracali. Karetka zabrała ją do szpitala. Niedługo potem Weronika odebrała telefon mąż i syn mieli wypadek. Mąż zginął na miejscu, syn żył jeszcze dwadzieścia minut, ale zdążył wyszeptać:
Zabierzcie jej dziecko.
Policjant tłumaczył Weronice, iż w samochodzie nie było żadnego dziecka. Ale ona odparła:
Żona syna właśnie urodziła. To mój wnuk, są jeszcze w szpitalu. Oli nie zależy na dziecku, dlatego syn tak powiedział wyjaśniła, powoli dochodząc do siebie.
Nie wierzyła, iż zobaczy wnuka, ale sama odebrała Olę ze szpitala. Jak przez to przeszła? Samo to było cudem. Pomógł jej Artur, przyjaciel męża i syna, który pracował z nimi w firmie jako finansista. Wziął wszystko na siebie pogrzeb, stypę, a przy Weronice czuwał lekarz.
To on też przywiózł Olę i Filipa ze szpitala. Po śmierci męża Ola nie zamierzała jeszcze opuszczać tego dużego domu. Weronika zatrudniła nianię, bo sama nie mogła zajmować się wnukiem non-stop. Zagłębiała się w sprawy firmy wszystko miało przejść na nią, tak było od dawna ustalone. Na razie wszystkim zarządzał Artur, któremu ufała bezgranicznie.
Ola prawie nie zwracała uwagi na syna, często znikała z domu. Po pół roku zabrała Filipka i zniknęła, zabierając pieniądze, które znalazła w biurku teścia. Do sejfu nie miała dostępu nie znała kodu.
Weronika znów doznała szoku, tracąc wnuka. To jedyna cząstka Marka, jej syna, która została. Ale niedługo potem synowa wróciła.
Musisz mi dać pieniądze i udziały w firmie, wszystko, co mi się należy po śmierci męża. Inaczej nigdy nie zobaczysz wnuka. Oddam go do domu dziecka i już go nie znajdziesz.
Weronika spełniła żądania Oli wszystko zgodnie z prawem, a choćby więcej. Oddała choćby swoje złote precjoza, których ta zażądała.
Ola, błagam, pozwól mi widywać się z Filipem kobieta obiecała, ale słowa nie dotrzymała.
Minął czas. Weronika powoli wróciła do siebie i zajęła się biznesem. Artur był jej prawą ręką uczciwym i rzetelnym pomocnikiem. Najbardziej męczyło ją to, iż nie może zobaczyć wnuka.
Artur doradził, by zgłosić się na policję i odszukać Olę z synem.
Weroniko, mam znajomego w komendzie. Chodźmy prosto do niego zgodziła się.
Wkrótce policja znalazła Olę. Okazało się, iż związała się z podejrzanymi typami. Oddała im papiery wartościowe, a oni obiecali jej dom, ale wsadzili ją w jakąś ruderę. Oszukali i porzucili. Ola zaczęła pić, dzieckiem się nie zajmowała. W końcu jeden z jej kumpli postawił ultimatum:
Albo ja, albo twój syn. Wybieraj.
Wybrała jego, a Filipka zawieźli razem do lasu i tam porzucili. Wszystko wyszło na jaw, gdy policja trafiła na tych, którzy próbowali sprzedać oszukane akcje. Ola wskazała, gdzie zostawiła syna, ale chłopca już tam nie było. Ogłoszono poszukiwania, ale bez skutku. Olę aresztowano.
**Chciała mieszkać na wsi**
Kasia wychowała się w domu dziecka. Gdy przyszła pora na dorosłe życie, postanowiła zamieszkać na wsi, niedaleko miasta. Dano jej mały dom. Była szczęśliwa w końcu spełniło się jej marzenie.
Nie nowy, ale jeszcze mocny. Zrobię z niego przytulne miejsce często o tym marzyłam.
Znalazła pracę w lokalnej stołówce. Zawsze chciała być kucharką choćby w domu dziecka pomagała kucharce, Babci Marysi. Powoli życie się układało. Dom doprowadziła do porządku, a w męskich pracach pomagał jej sąsiad, Kuba, który mieszkał z rodzicami.
Kasia nie myślała, dlaczego Kuba jej pomaga. Pewnie z dobroci serca. A on po prostu się w niej podkochiwał, ale był nieśmiały. Pewnego dnia Kasia poszła do lasu po grzyby chciała upiec pierogi. Szła, ciesząc się z każdego znaleziska, aż nagle zobaczyła pod krzakiem dziecko. Małego chłopca, brudnego, śpiącego w kłębek.
Skarbie, obudź się delikatnie pogłaskała go po policzku.
Chłopiec otworzył przestraszone oczy i wybuchnął płaczem. Kasia wzięła go na ręce, a on się szarpał i krzyczał.
Nie bój się, maleńki, nic ci nie zrobię szeptała mu do ucha. Chodź do domu, chodź ze mną.
Chłopiec ucichł. ZabWeronika uśmiechnęła się przez łzy, patrząc, jak Filip, już jako dorosły mężczyzna, prowadzi firmę z taką samą mądrością jak jego ojciec, a Kasia i Kuba stoją obok niej, tworząc rodzinę, o której zawsze marzyła.