5 listopada we wtorkowy poranek mama i dwie córki w wieku trzech i siedmiu lat bardzo źle się poczuły.
W najgorszym stanie była mała Basia, dlatego rodzice natychmiast zadzwonili pod numer alarmowy 112, ale dyspozytor przekierował rozmowę na poznańskie pogotowie. Zdenerwowani rodzice dwóch dziewczynek prosili o pilne wysłanie karetki pogotowia do czującej się coraz gorzej Basi, jednak dyspozytor pogotowia w Poznaniu odmówił.
Sami podjęli się dotarcia do szpitala. Niestety, było już za późnoW tej patowej sytuacji rodzice dziewczynek postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i sami udali się do szpitala. Jak informuje portal o2 w szpitalu w Nowym Tomyślu w województwie wielkopolskim znalazły się ciężarna mama i jej dwie córki z silnymi objawami zatrucia.
Wstępne ustalenia zdradzają, iż trzyletnia dziewczynka nie miała już oznak życia, dojeżdżając do placówki. Przypomnijmy, iż zatrucie spowodowane było według ustaleń straży pożarnej trutką na gryzonie poupychaną przez ojca dziewczynek w elewacji świeżo wybudowanego domu.
Jak się okazało, zetknięcie się trucizny z wilgocią spowodowało wydzielenie toksycznego fosforowodoru. Według medialnych ustaleń okolicznościami śmierci dziecka i zachowaniem dyspozytora medycznego, który odmówił wysłania karetki, zajęli się prokuratura, policja i zainteresował się sprawą także Wojewoda Wielkopolski.
Za wcześnie, by wyciągać jakieś wnioski. Wojewoda Wielkopolska powołała specjalny zespół, który w ciągu kilku dni powinien ustalić, dlaczego do dziecka nie zostało wysłane pogotowie — poinformował media Mateusz Mucha, rzecznik prasowy Wojewody Wielkopolskiej.
Czy decyzja dyspozytora medycznego przyczyniła się do śmierci trzyletniej dziewczynki? Odpowiedź na to pytanie zamierzają uzyskać śledczy.