Proszę, nie dzwoń codziennie” — słowa, które złamały mi serce

newskey24.com 2 dni temu

— Mamo, no co może być nowego w jeden dzień? Po co w ogóle dzwonić codziennie? — rzucił spokojnie, ale chłodno mój syn przez słuchawkę. Mój jedyny, ukochany syn.

Te słowa wbiły w serce jak nóż. Szłam właśnie przez park z przyjaciółką — Jadwigą Stanisławówną. Często spacerujemy razem, dzielimy się radościami, smutkami, drobnymi dolegliwościami. Zwykłe rozmowy dwóch starszych kobiet. Nagle zadzwonił jej telefon. Odeszła na bok, rozmawiała może z dziesięć minut, a gdy wróciła, twarz miała rozpromienioną.

— Synowa dzwoniła, wyobrażasz? Wnuczkowi pierwszy ząbek wyszedł! Widziała, jak go karmiła. Starsza wnuczka później ząbki pokazywała, a ten wcześniej, wyobrażasz? Tak się martwiliśmy! Pójdę po spacerze do sklepu, kupię tort i odwiedzę ich — będziemy świętować. Sama mnie zaprosiła.

— I tak długo o tym rozmawiałyście? — zapytałam z goryczą i zazdrością.

— Nie tylko o ząbku. O życiu, o rodzinie, o byle czym. Z synową gadam prawie codziennie. A z synem też zawsze znajdzie chwilę. Z nią czasem zaczynamy od jednego, kończymy na drugim, choćby nie pamiętam, jak się zaczęło. Mamy relację jak z własną córką.

A ja nie. U mnie zupełnie inaczej…

Mój syn mieszka z rodziną w tym samym mieszkaniu, które mu zostawiłam, gdy przeprowadziłam się na wieś, do domu po nieżyjącym mężu. Pracuje, żona jest na macierzyńskim z malutką córeczką. Żadnych konfliktów między mną a synową nie było — zawsze było grzecznie, spokojnie. Ale nie było bliskości. A gdy próbuję ją stworzyć, uderzam w zimny mur.

— Mamo, wszystko po staremu. Pracowałem, jadłem, spałem. Żona w domu, wszystko w porządku. Po co dzwonić codziennie? — oto cała nasza rozmowa.

Nie dzwonię od rana do nocy. Nie narzucam się. Chcę tylko wiedzieć, jak się mają. Jak rośnie wnuczka. Jak zdrowie. Ale jeżeli zadzwonię — syn odkłada słuchawkę: „Zajęty”. Albo odpowiada krótko, zirytowany. A jeżeli uda mi się złapać synową — tylko „tak”, „nie” i „wszystko dobrze”. Ani duszy, ani ciepła.

Idę z przyjaciółką — ona po drodze kupi tort, pójdzie do synowej w gości. U nich święto. A u mnie — cisza. choćby nie wiedziałam, kiedy mojej wnuczce wyszedł pierwszy ząbek. Dowiedziałam się później, od obcych. Nie powiedzieli mi. Nie zaprosili. Moje delikatnośćWięc teraz siedzę sama w swojej cichej kuchni, patrząc na pusty talerz i myśląc, iż może najlepiej już nigdy nie dzwonić.

Idź do oryginalnego materiału