Proszę, oddaj mi syna – dam ci wszystko, co zechcesz.

newsempire24.com 23 godzin temu

– Proszę, oddaj mi syna. Dam ci wszystko, czego zapragniesz – wyszeptała ledwie słyszalnym głosem Kinga, opierając się o ścianę, by nie upaść.

– Oj, nie martw się o swojego tatę. Ma dopiero czterdzieści trzy lata. Myślisz, iż będzie do końca życia opłakiwał twoją matkę? Gdzie tam! Statystyki mówią, iż samotnych kobiet jest więcej niż mężczyzn. Na pewno któraś go sobie przygarnie. Dlatego jedźmy do Warszawy, nie przeszkadzaj ojcu układać sobie życia. Czy chcesz, żeby do śmierci był sam?

Mieszkały w małym miasteczku pod Warszawą. Gdy dziewczyny były w drugiej klasie liceum, matka Kingi zginęła pod kołami samochodu. Z ojcem przeżywali stratę bardzo ciężko. Na Kingę spadły wszystkie domowe obowiązki, ale dawała radę, nie zaniedbała nauki i zdobyła wysokie wyniki na maturze.

Marta od zawsze marzyła, aby wyrwać się z prowincjonalnego miasteczka do Warszawy, i namawiała Kingę, by pojechała z nią.

– Tata wciąż jest złamany, nie może pogodzić się ze śmiercią mamy. A jeżeli i ja wyjadę? Nie, nie zostawię go samego – opierała się Kinga.

– Oj, nie przejmuj się, twój tata sobie poradzi. Ma dopiero czterdzieści trzy lata! Myślisz, iż będzie wiecznie nosił żałobę? Gdzie tam! Zobaczysz, niedługo jakaś samotna kobieta weźmie go w objęcia. Więc jedźmy do stolicy, nie przeszkadzaj mu układać życia. Czy chcesz, żeby do końca był sam?

Okrutne słowa przyjaciółki o tacie głęboko zraniły Kingę. Ale nie można było powiedzieć, iż nie miały w sobie prawdy. W końcu Kinga porozmawiała z ojcem.

– Jedź, córeczko. Nie martw się, dam sobie radę. Warszawa nie jest przecież na końcu świata. jeżeli ci się nie spodoba, zawsze możesz wrócić. Co byś tu robiła?

I Kinga wyjechała z Martą do Warszawy. Uczyła się dobrze, mogłaby dostać się na uniwersytet. Ale Marta miała średnie wyniki, studia były poza jej zasięgiem. Kinga nie chciała jednak zostawiać przyjaciółki samej. Dla towarzystwa razem poszły do szkoły pedagogicznej. Na studia można było zdawać później, zaocznie, gdy już będą pracować. Mieszkały razem w jednym pokoju w akademiku.

Początkowo Kinga co weekend jeździła do ojca. Ale po Nowym Roku zaczęła zauważać, iż tata się zmienił – był weselszy, zadbany, w lodówce stał garnek z zupą i schabowe. Czyżby sam gotował?

Zawstydzony ojciec przyznał, iż to sąsiadka Bogusia mu to ugotowała, no i adekwatnie… Kinga uspokoiła go, mówiąc, iż wszystko rozumie i wcale nie ma nic przeciwko, choćby cieszy się, iż ojciec znalazł sobie towarzystwo. Zrozumiała, iż gdy przyjeżdża do domu, sąsiadka nie odwiedza już jej taty.

– Co wy jak dzieci? Żyjcie sobie razem, nie mam nic przeciwko.

Ale zaczęła odwiedzać ojca rzadziej, by nie przeszkadzać i nie zawstydzać.

Marta do nauki podchodziła po macoszemu, często opuszczała zajęcia, wieczorami włóczyła się po klubach z chłopakami, czasem choćby nie wracała na noc. Kinga zawsze ją kryła, pomagała na zajęciach.

– Zupełnie oleś naukę? Uważaj, wylatujesz ze szkoły albo zajdziesz w ciążę. Tego chcesz? – próbowała opamiętać przyjaciółkę Kinga.

– Ależ z ciebie matka polka. Nie martw się, wszystko pod kontrolą. Dzieci mi nie są do szczęścia potrzebne. A ty wciąż chodzisz z tym swoim Krzysiem za rączkę? – śmiała się bez troski Marta.

Letnią sesję na drugim roku ledwo zdała. Oczywiście, nie bez pomocy Kingi. Ostatnio była jakaś przygnębiona i roztargniona, jakby coś ją dręczyło.

– Co się stało? Źle się czujesz? – spytała Kinga, gdy wracały pociągiem do rodzinnego miasteczka.

– Co, co… Jestem w ciąży – przyznała się Marta.

– Przecież cię ostrzegałam. I co teraz zrobisz? – krzyknęła Kinga.

– Nie urodzę. Słuchaj, poproś ojca o pieniądze na aborcję. Mama nie da, choćby nie zamierzam z nią o tym gadać – poprosiła Marta.

– Oszalałaś? Nie zabezpieczałyście się? Przecież mówiłaś, iż masz wszystko pod kontrolą!

– Nie wrzeszcz tak, ludzie dookoła. Było kilka razy… No wiesz… Więc poprosisz tatę?

– choćby mi się nie śni! Po aborcji możesz zostać bezpłodna. Powiedz lepiej swojemu chłopakowi. Niech się z tobą ożeni.

Marta przygryzła wargę.

– Powiedziałam. Natychmiast się ulotnił. Mama mnie zabije. Wychowała mnie sama. Wciąż powtarzała, żebym nie powtórzyła jej błędów. A ja… – odwróciła się do okna pociągu.

– Nic się nie stało, nakrzyczy, ale gdy zobaczy wnuka, to się rozczuli – próbowała rozsądzić Kinga.

– Akurat! Nie znasz mojej matki. Może i się rozczuli, ale najpierw zrobi ze mnie popiół. Kinga, pomóż, co? – spojrzała błagalnie.

– Dobrze, spróbuję – westchnęła Kinga.

Ojciec dałby pieniądze. Ale Kinga nie spytała. Nie mogła pomóc w zabiciu dziecka. Myślała, iż może z czasem w Marcie obudzi się instynkt macierzyński. Urodzi na wiosnę, do końca nauki kilka miesięcy. Pomoże jej. Marta jeszcze będzie wdzięczna, iż nie pozwoliła pozbyć się dziecka.

Powiedziała Marcie prawdę – nie poprosiła ojca.

– I to się nazywa przyjaciółka? Zdrajczyni… – krzyczała Marta.

Ale aborcji nie zrobiła. Miasteczko małe, wszyscy się znają, bała się iść do szpitala. Ktoś by na pewno powiedział matce. A gdy we wrześniu wróciły do Warszawy, było już za późno.

Na ferie zimowe Marta nie pojechała do domu. Brzuch już się nie chował. Ale matka nagle sama przyjechała, jakby przeczuwała, iż coś jest nie tak. Marta zdążyła ją zauważyć i schowała się w innym pokoju, zostawiając Kingę na „linii frontu”.

Wierna przyjaciółka uspokoiła matkę Marty, mówiąc, iż ta pracuje w internacie, zdobywa doświadczenie. Matka chciała koniecznie zobaczyć córkę.

– Nie wpuszczą pani tam. I nie może zostawić dzieci samych – kłamała, czerwieniąc się, Kinga.

Matka pokiwała głową, zostawiła torbę z przysmakami i wróciła do domu.

– Po co tak? To jednak twoja matka. choćby tyle ci przywiozła. Lepiej byłoby powiedzieć prawdę. Nakrzyczałaby iA minęły lata, i choć Kinga nigdy nie przestała się oglądać za siebie, każdego dnia trzymała syna mocniej, wiedząc, iż miłość to nie krew, ale wybór.

Idź do oryginalnego materiału