Przebudzenie sumienia

newsempire24.com 3 dni temu

Weronika była osobą kreatywną, pełną pomysłów i wyobraźni. Cokolwiek wzięła do ręki, wychodziło z tego coś pięknego i niezwykłego. Miała łagodne usposobienie, była cicha i skromna, ale przede wszystkim niezastąpiona. Pracowała w wiejskiej szkole, ucząc najmłodszych dzieci.

Uczniowie, rodzice, a choćby inni nauczyciele ją uwielbiali. Gdy ktoś zachorował, zawsze mogli na nią liczyć – choćby jeżeli oznaczało to pracę na drugą zmianę.

— Pani Weroniko, nie umiem tego zadania rozwiązać — mówił jej uczeń Bartek.

— A próbowałeś trochę pomyśleć? — pytała, wiedząc, iż chłopiec wolałby przepisać rozwiązanie od kolegów niż samodzielnie się wysilić.

Cierpliwie tłumaczyła, aż w końcu docierało do niego.

— O, okazuje się, iż to proste!

Weronika wychowała się w domu dziecka, później trafiła do szkoły pedagogicznej. Jako niemowlę została podrzucona pod drzwi sierocińca. Imię nadała jej pielęgniarka, bo tak się jej spodobało, a nazwisko wymyślono na poczekaniu. Jak wszyscy w placówce, nauczyła się znosić upokorzenia w milczeniu. Komu miałaby się żalić?

Nigdy nie poznała rodzicielskiej miłości, ale marzyła o własnej rodzinie. Wiedziała, iż gdy już ją stworzy, odda bliskim całą niewyrażoną czułość. Wyobrażała sobie, iż spotka mężczyznę, z którym będą żyć tylko dla siebie.

Jednak los zgotował jej inny scenariusz. Wyszła za mąż za Krzysztofa, miejscowego kierowcę ciężarówki. Zwrócił uwagę na młodą nauczycielkę, a ona zapragnęła własnego gniazda, choć odrobiny kobiecego szczęścia. Pewnego dnia zatrzymał ją na drodze.

— Weronika, od dawna ci się przyglądam. Porządna z ciebie dziewczyna. Wyjdź za mnie. Nie umiem romansować, kwiatów nosić – jestem prosty, wiesz? Starszy od ciebie, ale cóż. Za to dom mam duży. Rodzice wcześnie odeszli, więc żyję sam. Chciałbym mieć w nim gospodynię — powiedział stanowczo.

Oczywiście Weronika, jak każda kobieta, marzyła o romantyzmie. Wyobrażała sobie ukochanego klęczącego z pierścionkiem. A tu – proste “wychodź, to się pobierzemy”.

— No dobrze, Krzysiu, zgadzam się — odparła. niedługo odbyło się skromne wesele, i zamieszkała w jego domu.

Przed ślubem niektórzy odradzali jej ten krok.

— Weronika, zastanów się. Krzysiek nie jest człowiekiem dla ciebie. Masz delikatną duszę, jesteś artystką, a on zwykły chłop. Jesteście z różnych światów.

Krzysztof od zawsze uchodził za odludka. Pracował sumiennie, szefowie go chwalili, ale trzymał się na uboczu. Weronika mu się spodobała, bo była urodziwa – smukła, z długim warkoczem, który czasem układała w koronę na głowie. Miała zielonkawe oczy, była cicha. Taką żonę chciał.

Od pierwszych dni okazała się wzorową gospodynią. Wszystko lśniło, gotowała smacznie, podwórko zawsze uporządkowane. Mąż jednak zauważył, iż żona ma swoje dziwactwa: recytuje wiersze, śpiewa przy sprzątaniu, wszystko ją cieszy. Nie rozumiał tego – jego umysł działał inaczej. Wieczorami oglądała seriale, dziergając coś na drutach. Gotowy sweter oddawała sąsiadom w prezencie.

Zastanawiała się:

— Dlaczego nie możemy mieć dziecka? Żyjemy razem tyle czasu… Powinno już być. Każdy ma dzieci, to normalne.

Krzysztof też myślał o potomstwie. Widział, jak żona z dnia na dzień staje się smutniejsza, uśmiech znika z jej twarzy.

— Weronika martwi się, iż nie może zajść w ciążę. Powiesiła ikony w kącie, słyszę, jak modli się po cichu — myślał, gdy ją podsłuchiwał.

Sam nie wierzył w Boga, ale nie zabraniał jej.

— Niech wiesza, niech się modli. Mnie to nie szkodzi.

Jako żona Weronika go zadowalała. Cicha, pokorna, szanowana we wsi za to, jak uczy dzieci. Pewnego dnia wrócił do domu i zobaczył w obejściu kozę, później kury – bez jego zgody.

— No cóż — pomyślał — to i tak dla gospodarstwa. Wszyscy mają zwierzęta.

Ale gdy pewnego dnia zobaczył na podwórzu małego szczeniaka, nie wytrzymał:

— Wera, co to za kundel? Tylko nam brakowało psiego potomstwa.

— Krzysiu, on jest malutki, przyszedł sam. Nie zbiedniejemy przez miskę zupy dla psa. Inni mają stróżów, niech i nas pilnuje.

Przekonała go. Zgodził się. Czarny, puszysty piesek został.

— Nazwijmy go Burek. Będzie mądry, już teraz sprytny.

Z czasem Krzysztof się do niego przywiązał. Zbudował mu budę, głaskał, karmił. Nie zauważyli, gdy sąsiedzki Azor zakradał się na podwórko. Pewnego dnia Krzysztof wracał z pracy i zobaczył, jak pies ucieka.

— No, Burek, przyjaciela przyprowadziłeś. Będzie weselej.

Wkrótce stało się jasne, iż suczka spodziewa się szczeniąt. Mąż milczał, ale jego twarz stawała się coraz mroczniejsza. Żona patrzyła na niego z niepokojem. W drodze do domu spotkała sąsiadkę Grażynę.

— Wera, wybacz, ale jak ty możesz żyć z tym potworem?

— Co się stało, ciociu Grażyno?

— Krzysiek ci nie powiedział? — Weronika patrzyła na nią zdumiona. — To skończony drań! Szłam od kuzynki trzy kilometry stąd, a twój mąż ciągnął Burka na sznurku. Spytałam, dokąd go prowadzi, odpowiedział, żebym się nie wtrącała. Schowałam się za krzaki – spotkał jakiegoś faceta, oddał mu psa.

Weronika złapała się za serce i pobiegła do domu. Grażyna krzyknęła za nią:

— Może dlatego nie macie dzieci, iż on jest taki okrutny!

Gdy wrócił, żona czekała.

— Gdzie Burek? Dlaczego buda pusta?

Nigdy nie widziała go tak wściekłego.

— Co cię to obchodzi? Zapomniałaś, kto tu rządzi? Psa nie ma i nie będzie. Nie potrzebujemy szczeniaków.

Weronika zamknęła się w pokoju i płakała.

— Z kim ja żyję?

Krzysztof nie czuł winy. Ale gdy żona milczała dzień, dwa, a potem cały tydzień, zaczął się niepokoić. Nocami przewracał się w łóżku, widział w ciemności smut

Idź do oryginalnego materiału