Przestańcie wymyślać te dziwne zdrobnienia! To moje dziecko, a nie pies

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Czy każde imię trzeba zdrabniać? fot. Enis Yavuz/unsplash


Rodzice często lubią do swoich pociech zwracać się nieco bardziej pieszczotliwie niż pełną formą imienia. Zdrobnienia w Polsce są bardzo często używane, ale warto wiedzieć, iż nie każdemu musi się to podobać. "To brak szacunku dla mnie i dla mojego dziecka" – irytuje się nasza czytelniczka Olga.


"Rok temu zostałam mamą. Z mężem dość gwałtownie wybraliśmy imię dla córki, rodzina jednak nie była zachwycona. Nie chodzi jednak o samo imię, ale zarówno moi rodzice, jak i teściowie, chcieli mieć swój udział w podejmowaniu decyzji. Podsuwać swoje propozycje oraz oceniać pomysły innych. Wybraliśmy imię Marta i uznaliśmy, iż chcemy, by tak mówiono do naszego dziecka. Niby logiczne, ale jednak nie tak bardzo.

Wale tak być nie musi


W Polsce przyjęło się, iż każde imię dla dziecka koniecznie trzeba jakoś uroczo skrócić lub zmiękczyć. Mnie się to nie podoba i wręcz uważam, iż niektóre te zdrobnienia są nie tylko brzydkie, ale krzywdzące. Takie dziwne twory niepodobne do ludzkiego imienia. Wraz z mężem mówimy do córki Marta i nie chcemy, by ktokolwiek zarabiał jej imię. Od kilkunastu miesięcy toczę o to wojnę z rodziną i nie rozumiem tego całego oburzenia.

Znajomym czy obcym zdarza się również powiedzieć Martusia. Niektórzy robią wielkie oczy, gdy proszę, by tak nie mówili do mojej córki. Większość raczej szanuje naszą decyzję. Gorzej z bliskimi. Marusia, Marteńka, Marteczka, Martens, Martina, Tusia... na zmianę cuduje zarówno teściowa, jak i moja matka.

Gdy tylko słyszę te dziwactwa, grzecznie proszę, by przestały, ale one uważają, iż do dziecka trzeba się zwracać jakoś tak bardziej z uczuciem. Ich zdaniem imię Marta jest takie zbyt poważne i zimne, więc nie nadaje się dla malucha. Moim zdaniem jest uniwersalne i idealne zarówno dla dorosłej kobiety, jak i dla dziecka. Czułość i miłość można wnuczce przecież okazywać na różne sposoby i wcale nie trzeba przy okazji masakrować jej imienia.

Moje dziecko to nie pies


Co gorsza, te próby znalezienie idealnego zdrobnienia wyglądają jak poszukiwanie imienia dla psa. Wołają za każdym razem jakoś inaczej i patrzą, czy dziecko zareaguje. No jakaś kpina! Gdy wściekła powiedziałam, iż moje dziecko to nie domowe zwierzątko, teściowa się obraziła. Przecież to ja mam się za co obrażać, a nie ona!

Dlaczego tak trudno pojąć, iż to rodzice nadają imię, ale także oni decydują, jak mają inni mówić do malucha?".

Idź do oryginalnego materiału