Przyjdź, gdy tylko możesz

newskey24.com 4 dni temu

**„Przyjdź, kiedy będziesz mogła”**

— Halo, Kinga? — rozległ się znajomy głos w słuchawce.

Serce w piersi zabiło głośno, tak gwałtownie, iż aż zabrakło jej tchu. Gdyby nie włączony telewizor, jego stukot zbudziłby męża.

— Tęskniłem. Nie mogłem dłużej czekać. Myślę o tobie bez przerwy. Spotkajmy się — mówił ten głos, który raz płynął jak miód, a raz dźwięczał niepokojem.

Kinga wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi. Oparła się o ścianę w przedpokoju, czując, jak nogi odrętwiały, jakby wypełnione ołowiem.

— Kinga, jesteś tam? — głos wabił, kusił, przerażał swoją realnością.

Nie powinna była odbierać. Szkoda, iż nie spojrzała na wyświetlacz.

Próbowała zapomnieć. Wykrzykiwała w myślach, iż ma stabilne małżeństwo, dobre męża, iż są razem od lat. Nie potrzebuje nikogo więcej…

Z przyszłym mężem chodziła do jednej klasy. Tomek był prymusem, wygrywał olimpiady z matematyki i fizyki. W liceum zaczął nosić okulary, więc gwałtownie przylgnęło do niego przezwisko „Kargul”. I słusznie — spokojny, pulchny, z rumieńcami na policzkach, jak żywcem wyjęty z „Samych swoich”.

Kinga, jak większość dziewczyn w klasie, nie widziała w nim obiektu westchnień. Poprosić o ściągę, podpowiedź na klasówce — to co innego. Ona wolała chłopaków przystojnych, pewnych siebie, z iskrą w oku.

Pewnego dnia spotkali się przypadkiem na ulicy. Rozmawiali, wspominali kolegów. Tomek nosił już soczewki. „Całkiem sympatyczny” — pomyślała wtedy Kinga.

On skończył Uniwersytet Warszawski, ona jeszcze studiowała medycynę. Wymienili się numerami „na wszelki wypadek”. Po pięciu latach od matury planowano zjazd klasowy. Tomek obiecał zadzwonić i podać szczegóły. Kinga dała mu swój numer, ale na spotkanie i tak nie zamierzała iść. Natychmiast o nim zapomniała.

Jednak po kilku dniach zadzwonił i zaprosił ją do kina. Miała już paru chłopaków, ale nigdy nie było poważnie. Ci, których lubiła, nie zwracali na nią uwagi. A ci, którzy ją interesowali, sami nie byli w jej typie.

— Idź, bo zostaniesz starą panną — prorokowała matka.

Więc poszła z Tomkiem do kina. Tak zaczęli się spotykać. niedługo wyznał jej miłość i oświadczył się. Z nim było bezpiecznie. Pracował w dużej firmie, miał przed sobą świetlaną przyszłość.

— Na co czekasz? Ulep z niego, co chcesz — radziła matka. Kinga zgodziła się.

Ich relacja była spokojna. Kłótnie zdarzały się tylko przez nią.

Potem urodziła się córka. Teściowa nie wtrącała się w ich życie, ale chętnie pomagała z wnuczką. Tak samo rodzice Kingi.

Na drugie dziecko się nie zdecydowała. Namiętności między nimi nigdy nie było. W łóżku też nie było ekstazy. Kinga zastanawiała się czasem, dlaczego ich intymne życie było takie… przewidywalne. Ale z drugiej strony — była pewna, iż jej nie zdradzi. Wielu koleżanek płakało, opowiadając o zdradach mężów, rozwodach, samotnym wychowywaniu dzieci.

Córka dorosła, skończyła szkołę. Nie poszła w ślady rodziców — studiowała w Warszawie projektowanie mody i żyła pełnią życia. Gdy Kinga dzwoniła i pytała o pieniądze, córka śmiała się: „Babcie rywalizują, która bardziej mnie rozpieszcza. Nie brakuje mi niczego”.

I tak, babcie kochały jedynaczką miłością bezwarunkową. Teściowa kiedyś namawiała Kingę na drugą ciążę — „żeby każda miała wnuka”. Kinga nie żałowała, iż nie uległa. Dziwiła się tylko, skąd u niej i Tomka wzięła się taka córka, skoro ich życie intymne było jakStała na peronie, trzymając dłoń Igora, wiedząc, iż to koniec pewnego życia, ale jednocześnie początek czegoś, czego choćby nie potrafiła nazwać.

Idź do oryginalnego materiału